Piotrków TrybunalskiWażne wiadomościWydarzenia

Z dziejów piotrkowskich nieczystości

Piotrków nie należał do wyjątków. Jak każde inne miasto, nie tylko na ziemiach polskich, ale i w całej Europie, późną wiosną i latem, zwłaszcza gdy dopisywały upały, był miastem… śmierdzącym! Tak! Dobrze czytasz drogi Czytelniku. Śmierdzącym… nieczystościami stałymi i płynnymi, czyli ludzkimi i zwierzęcymi odchodami, domowymi zanieczyszczeniami, gospodarczymi ściekami oraz śmieciami. Jeszcze sto lat temu ulice Piotrkowa pokryte były siecią małych, otwartych kanałów, zwanych rynsztokami. To one były głównym źródłem tych osobliwych doznań wonnych i wszelakich epidemii, co ruszy wybuchających w mieście na większą bądź mniejszą skalę. Kiedy w Piotrkowie narodziła się nowoczesna kultura sanitarna? Kiedy z cywilizacji nocnika i rynsztoka zamieniliśmy się w cywilizację spłuczki?

Sto lat temu 15 stycznia 1925 roku piotrkowskie władze za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego podpisały słynną umowę z amerykańską firmą Ulen & Company na budowę sieci wodociągów i kanalizacji w mieście. Abstrahując od faktu, że całe to przedsięwzięcie było sfinansowane z pożyczki w wysokości 1 714 000 dolarów, która doprowadziła w kolejnych latach Piotrków na skraj bankructwa, to jednak był to przełomowy moment w historii miasta. To wówczas bowiem piotrkowianie dołączyli do tzw. cywilizacji wodociągu. Z cywilizacji studni zaczęli zamieniać się w cywilizację sieci. Z krajobrazu miasta powoli zaczęły znikać rynsztoki, doły kloaczne i konne szambiarki. Także wszechobecny fetor przestał być dominującą wonią na piotrkowskich ulicach…

Jeszcze sto lat temu każdą ulicę w Piotrkowie zdobiły rynsztoki. Foto zbiory prywatne autorki

Standard nieoczywisty

Mało kto z nas współczesnych, mających stały dostęp do bieżącej wody w domu, skanalizowanej toalety czy łazienki i uznających ten fakt za egzystencjonalny standard nie podlegający dyskusji, zastanawia się jak wyglądała kultura sanitarna mieszkańców naszego miasta nim na dobre rozgościł się w nim zmechanizowany system usług komunalnych, czyli sieć wodno-kanalizacyjna. Coś co dziś jest podstawowym standardem jeszcze w drugiej połowie XX wieku potrafiło być prawdziwym luksusem. Co ciekawe wśród piotrkowskich archiwaliów pochodzących z różnych epok niewiele można odnaleźć na temat miejskich nieczystości. Także w prasie czasów gubernialnych ta kwestia pojawia się sporadycznie. Po prostu w Piotrkowie, tak jak w ogóle na ziemiach polskich problem nieczystości tabuizowano. Dziś wydaje się to trudne do zrozumienia, tym bardziej, że już pod koniec XIX wieku właśnie problem oczyszczania miasta był problemem palącym. Piotrków, jak i inne nieskanalizowane miasta europejskie dosłownie „puchł” od fetoru i nieczystości. Zjawisko nasilało się latem podczas upałów, jak i w czasie wiosennych roztopów czy ulewnych deszczy – wówczas uliczne rynsztoki i doły kloaczne bądź „kipiały” pod wpływem temperatury bądź wypływały na zewnątrz na uliczny bruk. Nie ma się co oszukiwać i koloryzować – przez większość wieków istnienia Piotrkowa w mieście fiołkami raczej nie pachniało.

886 tys. kg nieczystości na dzień

Czym dokładnie były owe wspomniane rynsztoki? Najprościej rzecz ujmując stanowiły sieć otwartych kanałów, pokrywających mniejsze i większe ulice miasta, z których część, zwłaszcza w śródmieściu, była wybrukowana tzw. kocimi łbami. Natomiast doły kloaczne były jak wskazuje nazwa wykopanymi dołami i zwykle znajdowały się bardziej na obrzeżach miasta niż w jego śródmieściu. Do jednych i drugich trafiało niemal wszystko, co było związane z zarówno z procesem przemiany materii, jak i zostało uznane za zbędne. Jak podkreślają znawcy tematu należy pamiętać o tym, że w różnych zaborach w różnym tempie budowano sieci wodno-kanalizacyjne. Piotrków, leżący w zaborze rosyjskim, miał niestety tego pecha, że na taką sieć musiał czekać do połowy lat 20. XX wieku, a więc do odzyskania przez Polskę niepodległości, a i tak jeszcze przed II wojną światową nie udało się skanalizować całego miasta. Jeśli przyjąć założenie Adolfa Suligowskiego, oparte na francuskich badaniach medycznych z II poł. XIX wieku, wedle którego 450 tys. mieszkańców produkuje 9 726 428 kilogramów ścieków dziennie (21,61 kg na osobę), to piotrkowianie, których liczba w 1925 roku wynosiła blisko 41 tysięcy (taką samą liczbę mieszkańców Piotrków posiadał w 1913 roku) prawdopodobnie wytwarzali ich ponad 886 tys. kg na dzień, co daje 323 390 000 kg na rok. Ludzki kał (stały i płynny) stanowił zaledwie 6% tej masy, resztę to nieczystości kuchenne, podwórzowe, gospodarcze i uliczne. Co się z nimi działo? Gdzie trafiała zawartość nocników, przydomowych wychodków, miejskich latrynaliów, wiader z pomyjami i tym podobnych ekskrementów? Częściowo do rynsztoków i dołów kloacznych. W prasie tamtych lat można przeczytać, że te fizyczne zanieczyszczenia zaliczane były do miejskich niebezpieczeństw. Dlaczego? Bo nie raz „co trzeba” wylewało się z rynsztoków – jak ww. wystarczyły większe opady deszczu czy zwyczajnie zapchanie takiego kanału, by ulicami popłynął wartkim nurtem strumień śmierdzącej brei; w ludzkie odchody można było wdepnąć w bramie, a wchodząc do klatki schodowej trzeba było liczyć się z obalaniem zawartością nocnika. Brzmi szokująco, ale nagminnie w owym czasie w taki sposób pozbywano się tego, co zgromadzono w nocnikach – taki proceder między innymi uprawiała domowa służba z bogatszych kamienic. Rynsztokami płynęły nie tylko ekskrementy – trafiał do nich kurz z ulicy zamiatany przez dozorców, śnieg, deszcz, a w dni targowe – we wtorki i piątki – nabiał i inne płody rolne, których gospodarze nie sprzedali na straganach i których nie opłacało im się z powrotem zabierać ze sobą. Nie pomagała dezynfekcja wapnem rynsztoków, do której zobowiązani byli stróże domowi. Łatwo się więc domyślić, że nawiedzające miasto epidemie – głównie cholery czy tyfusu – nie brały się znikąd, a ze skażonego powietrza i gleby. Nie jeden z rynsztoków i dołów kloacznych przeciekał i swą zawartością zanieczyszczał wody podskórne czy nawet miejskie studnie.

Zdjęcie z budowy piotrkowskiego systemu wodno-kanalizacyjnego. Lata 1925-1927. Foto fotopolska.eu

Moczniska i wychodki

Nie tylko same rynsztoki były wylęgarnią wszelkich bakterii czy wirusów. Znaczny udział w ich namnażaniu miały podwórkowe latryny i moczniska. Niemal wszystkie budynki wzniesiona w Piotrkowie przed XX wiekiem (murowane, jak i drewniane), ale i znaczna część tych z początków minionego stulecia nie posiadała w mieszkaniach toalet, nie mówiąc już o łazienkach w ogóle. Swoje potrzeby fizjologiczne ich mieszkańcy załatwiali we wspólnych dla całej posesji ustępach bądź moczniskach. Jeśli właściciel kamienicy budując ją nie pomyślał o takim miejscu w jej wnętrzach – na przykład przeznaczając na wspólną toaletę jedno z pomieszczeń na parterze budynku od strony podwórza (jak na przykład w kamienicy Bartenbacha przy obecnej alei 3 Maja 23), to musiał takie wznieść w formie wolnostojących komórek. W nich nad otwartym wymurowanym dołem umieszczone były deski z otworami – dla dorosłych i dla dzieci. Jak łatwo się domyślić takie zapełnione płynnymi i gęstymi masami doły, na skutek zachodzących w nich procesów gnilnych wydzielały nieznośny odór. Nie inaczej było w przypadku mocznisk, czyli ustępów do oddawania moczu. Te często spotkać można było tam, gdzie mieściły się wszelkiego rodzaju lokale gastronomiczne – od restauracji i cukierni po pijalnie piwa i wyszynki. Zwykle zlokalizowane na ich zapleczu, w ciasnych podwórkach, w drewnianych budkach, w których zamontowana była długa rynna. To nią właśnie spływał oddany mocz do podwórkowego kanału – najczęściej przechodzącego przez całe podwórko oraz bramę (charakterystyczne wyżłobienie, które do dziś można jeszcze spotkać w niektórych kamienicach) i kończącego się w ulicznym rynsztoku. Zanim jednak to tego rynsztoka dotarł osadzał się w owym podwórzowym kanale i tam ulegając rozkładowi wydzielał charakterystyczną, okropną woń. Oczywiście wielokrotnie, co bardziej przyparci do muru przez pełen pęcherz opróżniali go niekoniecznie w miejscu do tego wskazanym, a w zaułkach kamienic czy w bramach. A to wzmagało jeszcze wszechobecny fetor w mieście.

Czyszczeniem podwórzowych latryn, jak i rynsztoków zajmowali się tzw. szambiarze, czyli czyściciele dołów kloacznych. Robili to nie tylko latem, brodząc niejednokrotnie po kolana w śmierdzącej brei, ale także zimą, wyrąbując bryły zamarzniętej zawartości rynsztoków. Profesja ta nie cieszyła się szacunkiem, w dodatku narażała czyścicieli na zatrucia gazami kloacznym, głównie siarkowodorem i amoniakiem. Nieczystości wywożono poza miasto – najpierw za mury miejskie, z czasem poza rogatki. Często pobliscy gospodarze wykorzystywali je jako nawóz. Wywózki nieczystości dokonywano konnymi szambiarkami, czyli zwykle załadowanymi na konne wozy drewnianymi beczkami. Wiele z nich nie grzeszyło szczelnością, przez co ich zawartość często sączyła się na miejski bruk.

Warto jeszcze dodać, że część ekskrementów miejskich, przez wieki odprowadzana była do rzeki Strawy. Zwłaszcza z dzielnicy żydowskiej, czyli terenu Podzamcza. W latach 40. XIX wieku w 21 domach stojących na tym terenie mieszkały 353 osoby. W 1852 ukończono tam budowę nowego kanału odpływowego, kierującego nieczystości z tej dzielnicy właśnie do rzeki Strawy.

Wybrukowany kanał rynsztoku przy dawnym Rosyjskim Rządowym Gimnazjum Żeńskim, dzisiejsza ulica Stronczyńskiego. Foto zbory prywatne autorki

Miejskie szalety

Oprócz podwórkowych latryn w formie mniejszych bądź większych wychodków w Piotrkowie funkcjonowały także miejskie szalety. Do 1915 roku na terenie miasta było czynnych siedem publicznych szaletów. Dwa mieściły się przed dworcem kolejowym oraz po jednym zainstalowano w podwórzu klasztoru wówczas pobernardyńskiego, na terenie ogrodu pobernardyńskiego, na Rynku Maślanym, czyli obecnym pl. Czarnieckiego, na placu miejskim za gazownią, tj. obecnie teren siedziby TBS-u oraz na placu Targowym – dziś pl. Niepodległości. Ten ostatni wzniesiono pod koniec lat 90. XIX stulecia, o czym tak donosił ówczesny „Tydzień”: „Rynek przy alei Aleksandryjskiej bezustannie bywa zanieczyszczony przez przekupniów i przechodniów i zatruwa powietrze; dla usunięcia tych nieporządków miejscowy magistrat postanowił wybudować ustępy do użytku publicznego.”. Z kolei we wspomnianym 1915 miastu przybyły jeszcze trzy tego rodzaju miejsca – na Ryneczku, na placu Zamkowym i placu Litewskim.

Jeden z satyrycznych rysunków zamieszczony na łamach Dnia Trybunalskiego, w 1924 roku. Foto zbiory prywatne autorki

Śmietnisko naprzeciwko dworca

Niekiedy dzikie wysypiska w Piotrkowie powstawały w miejscach, o których byśmy nawet nie pomyśleli. W „Urbanistyce Piotrkowa Trybunalskiego” Kazimierz Głowacki podaje za raportem Podprokuratora Królewskiego urzędującego przy Sądzie Policji Poprawczej w Piotrkowie skierowanego dnia 14 (26) lutego 1850 roku do magistratu, że „(…) naprzeciwko Banhoffu (obecny teren Centrum Przesiadkowego; przyp. aut.) egzystuje Plac Publiczny przeznaczenie na Rynek lub ogród spacerowy mający, zupełnie opuszczony, na którym od lat 6-ciu mniej więcej porobione przy wypalaniu cegły doły głębokie, bez ogrodzenia, są napełnione wodą, zagrażające przypadkom przewidzianym utopienia się ludzi (…), oprócz tego z Banhoffu są wyrzucane śmieci, nieczystości kuchenne (…) które zły wpływ z powietrza na zdrowie ludzkie mają.”.

Wybrukowane rynsztoki na placu Targowym, dzisiejszy plac Niepodległości. Foto zbiory prywatne autorki

30 lat walki o kanalizację ogólnospławną

Zwykłym uproszczeniem i niesprawiedliwością byłoby stwierdzenie, że przed wspomnianym 1925 rokiem w Piotrkowie nic się nie działo w kwestii budowy nowoczesnych urządzeń wodno-kanalizacyjnych. Jeszcze pod rządami rosyjskich zaborców temat ten analizowany najpierw w połowie lat 90. XIX stulecia, a następnie w 1912 roku. W ostatnim ze wspomnianych przypadków problem kanalizacji podniesiono przy okazji zatwierdzenia projektu instalacji wzdłuż koryta Strawy rur, które miały odprowadzać nieczystości z żydowskiej dzielnicy (teren dzisiejszego Starego Miasta) poza miasto przed ich wpuszczeniem do rzeki. Wówczas kosztem ówczesnych 5 tys. rubli warszawska spółka inżynierów Jeziorańskiego i Drzewieckiego przygotowała plan centralnego systemu wodno-kanalizacyjnego dla Piotrkowa. Koszt budowy instalacji wyceniono na kilkadziesiąt tysięcy rubli. Zawierał on także projekt ochrony czystości strumieni Strawy i Strawki w obrębie miasta, którego główny element stanowiło uruchomienie wewnętrznego rurociągu odprowadzającego nieczystości poza granice Piotrkowa. Ponieważ w owym czasie za najlepsze źródło wodny pitnej dla miasta uznano, podobnie jak w Łodzi, rzekę Pilicę w planach zakładano budowę osobnych instalacji. Ponieważ władze wspomnianej Łodzi również takową budowę zakładały i przewidywał ją nawet tamtejszy plan wodociągów, opracowany przez inżyniera Wiliama Lindleya w Piotrkowie pojawił się nawet pomysł wspólnej inwestycji z łódzkim magistratem, co pozwoliłoby obniżyć koszty całego przedsięwzięcia. Ostatecznie wszystko w przypadku Piotrkowa rozbiło się o koszty znacznie przewyższające ówczesne możliwości miejskiej kasy. Na miejski system wodno-kanalizacyjny piotrkowianie musieli więc poczekać jeszcze kilkanaście lat. Odrodzone państwo polskie przyniosło im nie tylko upragnioną wolność i niepodległość, ale również zaczątek nowoczesnej kultury sanitarnej.

Miejski szalet przy wieży ciśnień kultywuje tradycje publicznych toalet istniejących w tym miejscu od czasów gubernialnych. Foto Jarek Krak.

Koniec ery nocników i rynsztoków

W latach 30. minionego stulecia Piotrków należał już do grona 132 polskich miast (na 635) mogących poszczycić się własnym systemem wodociągowym. Zgodnie z podpisaną umową Amerykanie zobowiązali się nie tylko wykonać projekt techniczny całej sieci wodno-kanalizacyjnej i poprowadzić ją przez miasto wraz z podziemnym jej uzbrojeniem, ale także wybudować stację pomp i oczyszczalnię ścieków. Oczywiście najbardziej charakterystycznym elementem budowanych wodociągów była (i jest) licząca 33-metry wieża ciśnień, która stanęła w najwyższym punkcie miasta – na szczycie wzgórza Łysiec w (nieistniejącym już dziś) Ogrodzie Kolejowym, której zewnętrzny wygląd zaprojektował Władysław Leszek Horodecki, twórca m.in. Domu z chimerami w Kijowie. We wnętrzu wieży zainstalowano żelazny zbiornik wodny o pojemności 1860 m³ wykonany przez Spółkę Akcyjną Budowy Kotłów Parowych i Maszyn W. Fitzner i K. Gamper w Sosnowcu. To do niego najpierw trafiała woda z 5 studni artezyjskich – każda o głębokości 50 metrów – po przebyciu filtrów i odżelaziaczy nim popłynęła wartkim strumieniem w piotrkowskich domach i mieszkaniach. Piotrkowskie wodociągi oddano do powszechnego użytku oficjalnie 15 stycznia 1928 roku. Próbne uruchomienie instalacji miało miejsce jednak nieco wcześniej – 25 listopada 1927. Co warto podkreślić cała ówczesna sieć została wykonana w systemie rozdzielczym. Kanały sanitarne zbudowano z rur cementowych o średnicy od 250 do 600 mm i łącznej długości 26 156 m.b. W mieście były 23 studzienki rewizyjne, 72 spłuczki automatyczne. Także kanały burzowe zostały wykonane z rur cementowych o średnicy od 200 do 600 mm i łącznej długości 4369 m.b. Wybudowano 37 studzienek rewizyjnych, a tzw. spustów ulicznych – 120. Dodatkowo układ burzowy wyposażono w 12 przelewów do rzeki Strawy. Cała instalacja kanalizacyjna została tak zaprojektowana, że ścieki z kanałów wpływały do kolektora, a stamtąd do betonowego osadnika i studni Imhoffa, z których następnie były pompowane za pomocą jednej lub dwóch pomp odśrodkowych z napędem elektrycznym o wydajności 86 litrów na sekundę. Pompy automatycznie puszczał w ruch specjalny aparat pływakowy. Na pierwszą piotrkowską stację oczyszczania ścieków składały się łącznie: dwie studnie Imhoffa pojemności ogólnej 2,1 tys. m³, cztery pola kontaktowe o powierzchni ogólnej 4,5 m² i 6 złóż szlamowych. Rurociąg stacji oczyszczania wybudowano w taki sposób, że ścieki pompowane do studni Imhoffa spływały do pól kontaktowych i złóż szlamowych, skąd trafiały do filtrów koksowych, a następnie jako oczyszczona woda do rzeki Strawy. Opłaty za korzystanie z instalacji wodnej i kanalizacyjnej w całości ponosili lokatorzy. Oczywiście do wybuchu II wojny nie udało się skanalizować całego miasta, na przyłączenie do miejskiej sieci wodno-kanalizacyjnej czekały obrzeża Piotrkowa. Największą przeszkodą były koszty takiego przedsięwzięcia. Część właścicieli kamienic też ociągała się z włączeniem swych posesji do miejskiego systemu wodno-kanalizacyjnego. Całkowicie skanalizować miasto udało się dopiero w czasach PRL-u, choć też nie wszystkie gospodarstwa domowe mogły poszczycić się własną łazienką.

Na zakończenie należy jeszcze podkreślić jedną rzecz. Mianowicie pojawienie się w domach piotrkowian w połowie lat 20. XX wieku górnopłuka i muszli klozetowych przyniosło miastu cywilizacyjny skok pod względem technologii, ale także i zmiany obyczajowe, związane właśnie z korzystaniem z nowoczesnych urządzeń sanitarnych, co miało niewątpliwy wpływ na poprawę stanu higieny. A jak z tą higieną i dostępem było przed? O tym w kolejnym z naszych artykułów, które zaplanowaliśmy dla Was drodzy Czytelnicy już na kwiecień.

Tekst: Agnieszka Szóstek

Foto: zbiory prywatne autorki, Archiwum Państwowe w Piotrkowie Trybunalskim, Jarek Krak

Materiały:

1. A. Warchulińska „Piotrków między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939”, Łódź 2012
2. K. Głowacki „Urbanistyka Piotrkowa Trybunalskiego” Piotrków – Kielce 1984
3. Tydzień 1876-1906
4. Kronika Piotrkowska 1910-1914
5. A. Suligowski „Pisma”, Warszawa 1915
6. Wykład Włodzimierza Karola Pessela „Antropologia nieczystości. Studia z kultury sanitarnej Warszawy XIX i XX wieku” zrealizowany na studiach podyplomowych IBL PAN „Humanistyka architektoniczna” w dniu 09.02.2025
7. Sprawozdanie Samorządu Miejskiego Miasta Piotrkowa za lata 1925-1933. Piotrków 1933.

5 2 votes
Oceń temat artykułu
reklama
Subscribe
Powiadom o
guest


0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

Back to top button
0
Would love your thoughts, please comment.x

Ej! Odblokuj nas :)

Wykryliśmy, że używasz wtyczki typu AdBlock i blokujesz nasze reklamy. Prosimy, odblokuj nas!