Kilka dni temu gościła w Wolborzu ekipa telewizyjna łódzkiego ośrodka TVP. Tematem, który zajął dziennikarzy, był rzekomy problem, który stwarza miejscowa fabryka komponentów mebli. Postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się sprawie i wsłuchać w racje obu stron.
Fadrew Komponenty – jak czytamy na stronie internetowej firmy – jest częścią grupy kapitałowo-produkcyjnej Polikat S.A. Przedsiębiorstwo produkuje półfabrykaty dla przemysłu meblarskiego – głównie klejone elementy płytowe z różnych gatunków drewna.
Dla jednego z naszych rozmówców – mieszkańca ul. Kitowicza – uciążliwy jest hałas wydobywający się z zakładu (szczególnie z jednego wentylatora), skutkiem czego m.in. w jego domu popękały ściany, dlatego – jego zdaniem – konieczne jest zainstalowanie ekranów wyciszających poziom hałasu lub wymiana wentylatorów na cichsze.
Tak, jak hałas jest obecnie jedynym problemem dla niektórych mieszkańców ul. Kitowicza, to dla mieszkańców drugiej ulicy leżącej przy zakładzie – ul. Reymonta, problemem jest również pył drzewny, który ponoć osiada na parapetach, tynkach oraz w mieszkaniach.
– Firma ta bardzo głośno pracuje – mówi mieszkanka ul. Reymonta, Agnieszka Drożdżowska. – Wiedząc, że są jakiekolwiek kontrole, firma wyłącza wszelkie wentylatory. – Nie mogą uporać się z pyłem, który przedostaje się na nasze nieruchomości. Do tej pory nic nie zostało zrobione. Nie wykonano żadnych zabezpieczeń, także w zakresie wyciszenia zakładu – żali się dalej Drożdżowska. Co znaczące, nasza rozmówczyni twierdzi, że firma działa nielegalne.
– W nocy nie pracują, ponieważ znacznie przekraczają normy hałasu – wtóruje jej z kolei Małgorzata Jaworska. – Dlaczego mam żyć w tak niekomfortowych warunkach – to jest patologia, która na mnie oddziałuje. Czujemy się mieszkańcami gorszej kategorii. Nikt nie chce nam pomóc! Wszyscy odsyłają z urzędu do urzędu.
– Nie chcemy żadnego kompromisu, ale kategorycznie domagamy się ciszy i spokoju, i to nas tylko interesuje. Prawo to może oni znają, ale… stosować go nie potrafią – podsumowuje z kolei Drożdżowska.
Jak sytuacja wygląda z perspektywy firmy Fadrew? To wyjaśnił nam jeden z jej przedstawicieli – Tomasz Głuchowski: – Zdarzyło się, że podczas ładowania drewna z tzw. stodoły do kontenerów, wiatr zawiał i jeden pan miał taki problemik, że umył autko, które pokrył pył. Zrobiliśmy reorganizację i kontenery były już ładowane tylko wewnątrz stodoły i z czasem problem wyeliminowano. – W celu zmniejszenia hałasu zlikwidowano pracę w nocy i postawiono mur w pewnych miejscach. Posadzono 47 tui. – Pani chciała ekran, taki jak jest przy autostradach lub wyciszenia wszystkich rur, które ciągną trociny z hali. To są koszty, na które właściciele firmy nie chcą się zdecydować, dlatego, że nie są do końca zdecydowani czy firma tu zostanie. – Jesteśmy między młotem a kowadłem, bo z jednej strony są naciski, żebyśmy byli bardziej przyjaźni dla otoczenia, a z drugiej strony nie mamy kasy, bo jest jej tyle, ile właściciel da. Jak nie da, to nie mam nawet za co zatankować samochodu.
Nasz rozmówca odniósł się także do zarzutów o brak wymogów formalnych na działalność firmy: – Faktycznie, firma była bez papierów… podstawowych papierów do funkcjonowania. – Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska stwierdził, że nie mamy pozwolenia na użytkowanie powietrza, ale podjęliśmy działanie, został zrobiony operat (pisemne opracowanie danego zagadnienia technicznego – przy. red) i starosta wydał pozwolenie na użytkowanie powietrza. Tę decyzję kwestionuje jednak jedna pani. Osoba ta nie chce iść na kompromis: mediował pan burmistrz (Andrzej Jaros – przyp. red.), było spotkanie u nas, pan dyrektor próbował się z nią dogadać. Żądaniem tej pani było to, żebyśmy wykupili jej dom… – zakończył Głuchowski.
Józef Wróbel – dyrektor firmy Fadrew – potwierdził te słowa, przyznając, że dawniej, gdy sytuacja finansowa firmy była inna, lepsza, dochodziło do wykupywania okolicznych budynków.
Czy problem hałasu i unoszącego się pyłu drzewnego zostanie rozwiązany na poziomie lokalnym, tak by każda strona sporu była zadowolona? Zobaczymy zapewne niebawem, choć jak przyznali rozmówcy, jest też możliwość, że sprawa zakończy się dopiero na drodze sądowej. Póki co, czekamy na wyniki kolejnej kontroli, która wykaże czy zakład rzeczywiście przekracza normy w zakresie hałasu.
Polecamy