Jacek Sokalski od kilku dni nie jest już prezesem Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Swoje stanowisko stracił po 8 miesiącach pracy. Mówi, że to zemsta za próbę rozbicia spółdzielnianego układu. Przedstawiciel PSM zaprzecza, ale nie chce podać powodów odwołania Sokalskiego.
Jakie stanowisko Sokalskiego?
Były prezes PSM spotkał się w poniedziałek z dziennikarzami, by przedstawić swoje stanowisko w tej sprawie. – Wybrana została tylko jedna firma, która składała się z byłych pracowników spółdzielni. Firmę w 2019 roku wybrano bez przetargu. Na zasadzie postanowienia Zarządu, do ustalonego ryczałtu miesięcznego, dołożono w tej firmie kolejne zadanie za blisko 26 tys. złotych. Ponadto firma otrzymywała dodatkowe zlecenie od spółdzielni, na prace spoza katalogu głównego. Szacuję, że ta firma otrzymywała za te zlecenia dodatkowe 20 tys. zł. W sumie, to daje ponad 114 tys. zł miesięcznie, co w skali roku tworzy sumę ponad 1 milion 368 tys. złotych – wylicza Jacek Sokalski. – Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że umowa z tą firmą jest podpisana na 16 lat – na wyłączność. Jeśli pomnożymy tę sumę przez czas trwania kontraktu, to daje nam to blisko 22 miliony złotych. Ponadto, jeśli spółdzielnia będzie chciał wypowiedzieć umowę, będzie musiała zapłacić karę w wysokości rocznego uposażenia dla tej firmy. Przed odwołaniem, nakłaniano mnie, żebym indeksował tę umowę o wskaźnik inflacji, ale się na to nie zgodziłem – dodał podczas spotkania z dziennikarzami były już prezes PSM.
Sokalski twierdzi, że takie jego zdaniem niekorzystne umowy, są dwie. – 31 sierpnia powiadomiłem da Radę Nadzorczą o tym, że są takie nieprawidłowości. Przez 8 miesięcy nikt w tej sprawie nie reagował, a takich umów w spółdzielni są dwie. Omawiana przeze mnie umowa ma znacznie wyższą wartość, druga jest mniejsza. Na każdym posiedzeniu Rady Nadzorczej ten temat był poruszany. Nikt nie reagował a można nawet powiedzieć, że sprawa była zamiatana pod dywan – mówił.
Jacek Sokalski mówił także, że kiedy Rada Nadzorcza dowiedziała się o planach złożenia w tej sprawie doniesienia do prokuratury, zaczęły się jak to określił „majstrowania przy jego pensji”. – Obniżono mi premię o połowę. Później zostałem odwołany pod pretekstem takim, że rzekomo nie pracuję, że nie ma mnie w spółdzielni, czy brak jest współpraca pomiędzy mną a Radą Nadzorczą. To prawda, że kilka razy dziennie potrafiłem opuszczać biuro, były to jednak spotkania z mieszkańcami. Każdego poranka robiłem obchód osiedli. Piotrkowska Spółdzielnia Mieszkaniowa to 8,5 tysiąca mieszkańców. Nasze bloki oprócz tego, że są w Piotrkowie, są jeszcze w Moszczenicy i Sulejowie. Każdego dnia sprawdzałem, czy na chodnikach jest posprzątane i czy zimą jest odśnieżone. Wielokrotnie spotykałem się z mieszkańcami na osiedlu, a nawet w ich domach, by sprawdzać interwencje z którymi przychodzili do spółdzielni. Od pewnego czasu organizowałem spotkania mieszkańców z przedstawicielami spółdzielni przed blokami, co bardzo podobało się naszym lokatorom – opowiada Jacek Sokolski.
Piotrkowska Spółdzielnia Mieszkaniowa odpowiada
Próbowaliśmy poznać powody odwołania Sokalskiego przez Radę Nadzorczą. Piotr Raś – wiceprezes PSM, nie chciał jednak powiedzieć jakie powody przyświecały Radzie Nadzorczej, zasłaniają się regulaminem, który zabrania podawania takiej informacji osobom, które nie są członkami Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. – Rada Nadzorcza wydała komunikat w tej sprawie. Że tak powiem, powodów odwołania prezesa, oficjalnie nie można podać opinii publicznej. Członkowie mają zawsze dostęp do tych informacji, tak więc wszystkich członków spółdzielni, którzy są zainteresowani powodami odwołania pana Jacka Sokalskiego, zapraszamy do naszej siedziby – mówił zastępca prezesa.
Naszego rozmówcę dziennikarze dopytywali także o niestandardowy kontrakt, o którym wspominał były szef PSM. – Tak naprawdę, ta umowa była podpisana już dawno temu przez poprzednie zarządy. Natomiast z naszej strony, umowa była poddawana do opinii mecenasów, teraz już w sumie dwóch – w tym jeden dla pana Sokalskiego (prawnik wskazany przez byłego prezesa, ocenił negatywnie podpisanie umowy – przyp.red.) Ponadto umowa była przedmiotem badania przez Krajową Radę Spółdzielczą, która też po jej zbadaniu, nie miała zastrzeżeń – dodał Piotr Raś. – Co do tej umowy, to jest tu kwestia jej długoterminowości. Teraz trzeba byłoby to zbadać pod względem ekonomicznym, czy ta długoterminowość działa na korzyść czy na niekorzyść spółdzielni. Bo to nie jest powiedziane, że kolejna umowa, jeżeli zrobilibyśmy przetarg, to czy nowa umowa mogłaby opiewać na większe kwoty, czy mniejsze. O sprawdzenie tego, już 3 miesiące temu poproszony był prezes, niestety pan Jacek Sokalski jako prezes pionu technicznego, nie zrobił tego. Co dalej? to już wybór zarządu. Jeśli chodzi o zawiadomienie do prokuratury, jesteśmy do dyspozycji, dajmy pracować służbom– dodał.
Wiceprezesa Rasia pytamy, czy podobnie jak poprzednie zarządy, on także podpisałby umowę na 16 lat. – Jeśli chodzi o umowy długoterminowe, to teraz w spółdzielni preferujemy raczej umowy na maksymalny okres 4 lat. Wtedy była nieco inna sytuacja, ponieważ w tej firmie zatrudnieni byli pracownicy spółdzielni, których zwolniono z PSM w wyniku restrukturyzacji. Dzięki negocjacjom ze związkami zawodowymi, mieli oni zapewnienie, że jeśli odejdą, będą mieli zagwarantowaną pracę w innym zakładzie pracy. Taki był wymóg, że tak powiem, pracowników, związków z ówczesnym zarządem spółdzielni – wyjaśnił.
Przedstawiciel spółdzielni zapewnia także, że spółdzielnia przeszła pozytywną lustrację. – Co 3 lata robiona jest pełna lustracja działalności przez instytucje które się tym zajmują. Każdy członek ma dostęp do dokumentów, może przyjść w każdej chwili i sprawdzić. Rada Nadzorcza również kontroluje wszystkie dokumenty i sprawdza. Jeżeli tylko są jakieś nieprawidłowości, to Rada czy instytucje wyjaśniające to sprawdzą to na bieżąco. Z resztą tak jak teraz pan Sokalski złożył doniesienie do prokuratury, więc niech się ten organ zajmuje sprawą. Dajmy działać służbom – dodał Piotr Raś.
Niezadowolona mieszkanka
Przygotowaniom do konferencji prasowej byłego prezesa, przyglądała się jedna z mieszkanek spółdzielni. Jak zapewnia, nie wiedziała o jego spotkaniu z dziennikarzami. Poproszona o komentarz do sprawy, powiedziała: – Bardzo się cieszyłam, że zobaczyłam prezesa na spotkaniu z mieszkańcami, zorganizowane przed blokiem. Nawet nie wiedziałam, że takie są organizowane, żeby mieszkańcy mogli wypowiedzieć się na temat swoich oczekiwań, potrzeb, tego co byśmy najbardziej chcieli zmienić w tej przestrzeni spółdzielni. To była bardzo miła odmiana, bo do tej pory wydawało mi się, że jest pewnego rodzaju blokada pomiędzy władzami spółdzielni a mieszkańcami. A to w końcu my jesteśmy właścicielami tej spółdzielni i wydaje mi się, że właśnie prezes powinien liczyć się z naszą opinią, jako właścicieli tych zasobów – mówiła kobieta. – Na sercu leży mi los przyrody na naszym osiedlu a zwłaszcza dzikich zwierząt. Próbowałam poprzednie zarządy zainteresować tą sprawą, niestety bezskutecznie. Dopiero prezes Sokalski mnie wysłuchał i udało mi się uzgodnić kilka dla mnie istotnych spraw – dodała mieszkanka PSM.
Kobieta zadowolona była także z cyklicznych spotkań organizowanych przed blokami. – Prezes absolutnie nie powinien siedzieć tylko za biurkiem. Ja nie chcę mieć urzędnika, do którego nie można się dostać, tylko chcę osobę, która do mnie wychodzi i pyta mnie o moje problemy, bo to ja jestem właścicielem to jest spółdzielni, a nie osoby za biurkiem. Bardzo mi odpowiadała taka forma współpracy – mówiła.
Sprawą podpisania długoletniej umowy, zajmuje się piotrkowska prokuratura. Jacek Sokalski zapowiada, że nie będzie powiadamiał organów ścigania o kulisach swojego zwolnienia.
Polecamy