Odpusty w Skotnikach (gm. Aleksandrów) od bardzo dawna są sławne na całą okolicę. Do małej parafii 15 sierpnia zjeżdżają nie tylko okoliczni mieszkańcy. Po tablicach rejestracyjnych zaparkowanych aut, można się domyślać, że i w stolicy, i nad morzem, a i w górach o skotnickim odpuście słyszeli.
Przez lata zmienił się on bardzo. Mieszkańcy Skotnik wspominają, jak to ludzie przyjeżdżali wozami, odświętnie udekorowanymi. Hitem nie były, tak jak dziś, ziemniaki sprężynki, ale kiszone ogórki i piłeczki na cieniutkiej gumce. Starsi z łzą w oku opowiadają, jak to ludzie w parku koło lamusa, rozkładali koce, jedzenie, bimberek… Dzisiaj kasztanki zamieniliśmy na konie mechaniczne, a sam odpust nie ma już tego charakteru, co kiedyś.
– Teraz każdy to obleci stragany, wsiada w auto i do domu – mówi pani Gienia. – Kiedyś, to ludzie siedzieli w parku, śmiali się rozmawiali, i nie jedna bójka była! O i jeszcze zabawy straż zawsze organizowała. Teraz już się to nie wróci – kwituje pani Gienia. Ja sama pamiętam rodzinną historię, jak to moi prapradziadkowie pojechali na odpust do Skotnik i tam znaleźli męża dla mojej prababki. Spotkali tam znajomych, którzy mieli syna kawalera. I najkrócej mówiąc było tak „my mamy córkę, a wy syna, to ich ożenimy”. Także, być może, ja również swoje istnienie w pewnej części zawdzięczam skotnickiem odpustowi. Drodzy Czytelnicy, a może Wy macie, jakieś ciekawe historie związane z tym dniem? Jeżeli tak, to koniecznie dajcie znać w komentarzach.
Polecamy