Część rolników lub ich bliskich, którzy zostali zatrzymani w zeszłym tygodniu przez policję, spotkała się w poniedziałek z dziennikarzami. – Chcemy by wszyscy poznali nasze stanowisko w tej sprawie. Chcemy także podkreślić, że rolnicy nie są przestępcami. – mówili hodowcy zrzeszeni w rolniczej Solidarności.
– Naszym zdaniem – i nie tylko – doszło do złamania podstawowych zasad. Rolnicy byli zatrzymani, a wobec nich zastosowano środki przymusu bezpośredniego. Byli skuci kajdankami. Wielu rolników było wyciąganych z łóżek. Akcja policji rozpoczęła się dość wcześnie, bo o 6:00 a może nawet wcześniej. Nie rozumiemy skąd te środki przymusu bezpośredniego w postaci kajdanek, bo rolnicy nie stawali okoniem tylko współpracowali. Naszym zdaniem nie było podstaw do tego żeby rolnicy byli tu dowożeni w kajdankach. To nie byli tylko mężczyźni, to były także kobiety – młodsze i starsze, panie które naprawdę już sporo w życiu przeszły, ale nigdy nie były tak potraktowane jak w ten feralny wtorek- wyliczał Janusz Terka z rolniczej Solidarności.
– Przede wszystkim rolnicy mają postawione zarzuty między innymi wykonywania telefonów lub pisania smsów o treści: proszę o wydanie świadectwa do sprzedaży zwierząt – i tyle. Te zarzuty to jest kompletna bzdura, to jest nieprawda. Inspekcja weterynaryjna działa w ten sposób, że nie ma takiej możliwości wykonania takiej czynności, a ktoś kto opowiada takie rzeczy, jest zupełnie oderwany od rzeczywistości, albo chce po prostu stwarzać jakąś dziwną atmosferę – dodał Janusz Terka.
Jeden z hodowców zaapelował nawet do posłów partii rządzącej: – Ja apeluję do rządzących: używacie wielkich słów, „murem za polską wsią”, a tak naprawdę w którym kierunku to wszystko idzie? Mamy chwilową zwyżkę cen na trzodę, i widzicie państwo jaka jest narracja? Że rolnicy na fałszywych dokumentach sprzedawali trzodę. Ja wam powiem w jakim to kierunku idzie: chodzi o to, żeby zniszczyć polskich hodowców, którzy nieliczni już tu zostali. Bo z 21 milionów gospodarstw w Polsce, to może mamy 5 milionów. I gdyby dziś nagle zamknąć granice, to umrzemy z głodu! Wszystkim z prokuratury życzę Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że przy dzieleniu się opłatkiem, ruszy was sumienie żebyście wiedzieli, jaką krzywdę robicie ludziom. – mówił Jacek Wlaźniak, hodowca z gminy Grabica.
– Dlaczego w Piotrkowie robi się takie bum? Nie wiem czy prokuratorzy mają koniec roku i chcą ogłosić sukces, a im się trochę nie udało? To pewnie miały być przywiezione góry pieniędzy od rolników, żeby pokazać że rolnicy byli zamieszani w jakieś nieprawidłowości. Za to, że ja czy moja żona płacimy za świadectwo, mamy być karani? Ja uważam że płacąc za świadectwo, to wymagam od lekarza, żeby było ono prawdziwe – i było prawdziwe. Jeżeli jakieś lobby naciska żeby hodowlę na Grabicy zniszczyć, to można było to zrobić w inny sposób. Niska cena nie pomogła, ASF nie pomógł, to teraz trzeba coś innego znaleźć, żeby ludzie znienawidzili rolników. – mówi hodowca.
Rolnicy skarżyli się, że niejednokrotnie w swoich smartfonach mają aplikacje do sterowania ferm.a. Są tam programy które sterują oświetleniem, wentylacją w chlewni czy podawaniem paszy. – Policjant zabiera telefon w którym jest sterowanie całej chlewni. Wielu kolegów bez tych programów nie mogło sobie poradzić z uruchomieniem chlewni. Czy śledczy są świadomi, że zabrali nam nośniki na których mamy nie tylko smsy do lekarzy? My nie jesteśmy tępymi chłopami, tylko mamy poważne sprawy w tych telefonach. Kto odpowie jeśli w którejś chlewni nie będzie można uruchomić alarmów dotyczących wentylacji czy żywienia zwierząt? – dopytywał Wlaźniak. – To jest żenada to co się dzieje w tym Piotrkowie. Uważam, że jak był honorowy prokurator, to by się podał do dymisji, za błędy w papierach, za zatrzymanie siłowe… – dodał rolnik.
Zobacz całą konferencję rolników:
Polecamy