Po naszej wczorajszej publikacji – dotyczącej skandalicznej modyfikacji pomnika walki i męczeństwa z okresu II wojny światowej – w internecie zawrzało. Wyrazy oburzenia napływały również do nas, a wśród nich najsilniej wybrzmiał głos wicemarszałka województwa łódzkiego Dariusza Klimczaka, który już dziś rano pojawił się na wolborskim cmentarzu.
Marek Gajda: Wiedział pan o tym wcześniej?
Dariusz Klimczak: Tak, po raz pierwszy dowiedziałem się w maju ubiegłego roku na konferencji Forum Myśli Społecznej w Łodzi, gdzie Elżbieta Mirowska-Sobolewska wygłosiła wykład pt. „Gdy ziemia ożyła… Pod piotrkowski Katyń!”, poświęcony pomordowanym przez hitlerowców mieszkańcom regionu.
Czego się pan wtedy konkretnie dowiedział?
Że jacyś miejscowi pisowcy zamieścili na pomniku zbiorowe zdjęcie ofiar katastrofy smoleńskiej.
No i nie obeszło to pana?
Sprawa dodatkowej „instalacji smoleńskiej” była epilogiem wykładu. Myślałem, że na tym pomniku stoi zwykła kartka papieru w ramce i to wszystko. Natomiast dopiero wczoraj z waszego portalu dowiedziałem się, że jest to trwały element wkomponowany w bryłę pomnika.
Na Facebooku dołożyli panu, że wiedział pan, a mimo to, nic z tym nie zrobił.
Wie pan, politycy są pod ciągłym obstrzałem. Gdybym zaangażował się zbyt mocno, to z kolei podniosłyby się głosy, że upolityczniam sprawę i próbuję coś na tym ugrać. Po prostu, nie chciałem podnosić tego medialnie, bo dla mnie ta sprawa jest ważna jeszcze z innych powodów…
I dlatego pan milczał?
To nieprawda. Od samego początku postanowiliśmy interweniować, ale na gruncie wolborskim, maksymalnie piotrkowskim, tak, żeby ludzie rozwiązali tę sprawę między sobą, lokalnie. Włączyło się w to szereg osób, m.in. ta, którą wymienił pan w artykule. Bezpośrednia interwencja wicemarszałka nie wydawała się początkowo konieczna.
Jednak to nic nie dało.
Najwyraźniej. Ale to, co pokazał pan w tym tekście, przelało czarę goryczy! To nie może tak trwać! Sam z wykształcenia jestem historykiem i często odwiedzam zabytkowe nekropolie. I powiem panu, że niestety w bardzo wielu miejscach w Polsce widywałem takie samowolne ołtarzyki poświęcone katastrofie smoleńskiej i Kaczyńskiemu. Chociażby w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, czy w pomorskich Stegnach. To już jakaś plaga! Jednak czym innym jest dzika prowizorka, a czym innym to, czego świadkami jesteśmy w Wolborzu.
Może tak po prostu łatwiej, taniej i szybciej?
Ale jeśli na to przyzwolimy, to kto nam zagwarantuje, że za 5 lub 10 lat zamiast tego żołnierza, na pomniku nie stanie np. Kaczyński? Bo tak się spodoba jakiejś lokalnej grupie inicjatywnej.
Widzi pan w tym coś więcej niż etyczny, nazwijmy to – dysonans?
Uważam, że taka ingerencja w oryginalną strukturę pomnika narusza prawo, chociażby to związane z ochroną miejsc pamięci. W związku z tym, zamierzam zbadać wszelkie uwarunkowania legislacyjne dotyczące tego konkretnego przypadku.
Był pan dzisiaj w Wolborzu, obejrzał pomnik, no i co?
Próbowałem się dowiedzieć, czyją inicjatywą była ta ingerencja. Rozmawiałem w tej sprawie m.in. z byłą burmistrz Wolborza, Elżbietą Ościk, która przecież zna ludzi, ale niczego się nie dowiedziałem. Najprościej byłoby bowiem załatwić sprawę z tymi, którzy to wymyślili i zrealizowali.
Tak pan myśli?
Tak byłoby najlepiej. Jeżeli osoba, która samowolnie i bezprawnie zamontowała tę konstrukcję na istniejącym pomniku, sama jej nie zdemontuje, wkrótce zamierzam rozmawiać w tej sprawie z proboszczem parafii Wolbórz i burmistrzem. Chciałbym, żeby włączyli się i pomogli. Nie potrzebna nam druga wojenka smoleńska. Wystarczy, że jedną mamy w Warszawie. Zdaję sobie sprawę, że część osób to popiera, a część nie. Proszę mi wierzyć, że nie jest mi obojętne godne upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej, wśród których było troje ludzi, z którymi znałem się osobiście. Podkreślam – godne. Ale nie w ten sposób. Stawianie ludzi przed faktem dokonanym, to najgorsze co można było zrobić w tej sprawie.
Polecamy