Tuż przed końcem 2023 roku odbyła się premiera albumu „Browar Franciszka Braulińskiego w Piotrkowie”. To publikacja pokazująca dzieje rodziny Spanów, Braulińskich i Ditrychów, właścicieli najsłynniejszego kiedyś piotrkowskiego browaru, teatru jak również fundatorów straży pożarnej. Rodziny, która niejednokrotnie wpisywała się w karty historii Piotrkowa. Opowieściom potomków bohaterów książki przysłuchiwała się Agnieszka Szóstek, współautorka albumu, z którą rozmawialiśmy podczas premiery.
Trudno było dotrzeć do tych wszystkich rzeczy, które są w książce? Rodzina podobno niechętnie wpuszcza kogoś, nazwijmy to – obcego do swojego domu.
Powiem tak, no trudno też im się dziwić, bo nigdy nie wiadomo kto i co napisze. Przyjęliśmy taką zasadę transparentności, że będziemy wzajemnie wszyscy informować się o pracach i w miarę postępu, jak już się ze sobą oswoiliśmy, to powiedziałabym, że poczułam się w salonie państwa Ditrychów, jakbym była u dobrego wujostwa. To naprawdę, przecudni, sympatyczni, otwarci, bardzo, bardzo ciepli ludzie. Z czasem w rozmowach wychodziło coraz więcej, coraz bardziej ciekawych informacji. Było ich tyle, że aż byliśmy tak trochę zestresowani tym, że czas nam ucieka, a mamy tak wiele informacji. Tyle ciekawych rzeczy udało się “powyciągać”. Przyznam, że to, co rodzina pokazała w tej książce, zdjęcia, publikacje dotąd nigdzie nie publikowane, materiały i druki ulotne, ale też zdjęcia, w tym archiwalne zdjęcia Piotrkowa, są niesamowite.
A czy jest coś, co wyjątkowo przykuło Twoją uwagę?
Ja myślę, że może to być mało znana i nie odkryta dotąd historia Zygmunta Ditrycha. To jest ojciec pana Jacka i dziadek Maćka, czyli ten, który jako ostatni zarządzał browarem w tych najtrudniejszych czasach, a więc w czasach drugiej wojny światowej w czasie okupacji hitlerowskiej i ten, który po prostu próbował ratować wszelkimi sposobami browar, kiedy komuniści po niego sięgnęli. I to było bardzo tragiczne, bo okazało się, że ta władza, która stawiała na ludzi pracy i na pracę, tak naprawdę za nic miała tradycję i dokonania tych, którzy w tym browarze pracowali.
Podobno w książce są rzeczy, których nawet nie widziano w Archiwum Państwowym – to prawda?
Tak, ponieważ jak pan Jacek, któregoś dnia na spotkanie przyniósł wiele teczek, zaczął je wykładać na tym dużym, okrągłym, dębowym stole w salonie, no to nie tylko ja zamarłam, ale zamarliśmy wszyscy, którzy to zobaczyli. To były zdjęcia Piotrkowa z połowy XIX stulecia, zdjęcia rodzinne Spanów, zdjęcia z Bawarii, kiedy oni uczyli się rzemiosła piwowarskiego. Tych zdjęć do tej pory nikt oprócz członków rodziny nie widział. Do tego plany architektoniczne poszczególnych pomieszczeń browaru, kolejnych urządzeń, które tam były, łącznie z tą wielką maszyną. Dynamo, która jako jedna z pierwszych w Piotrkowie dawała elektryczność i jak gdyby napędzała pracę browaru.
A zaskoczyła cię dzisiejsza frekwencja na spotkaniu? Miało się ono odbywać w małej sali kina “Piksel”, a tymczasem trzeba je było przenieść na piętro do dużego holu.
Stałam i patrzyłam z niedowierzaniem jak wszyscy wychodzą i wychodzą i wychodzą, i końca nie widać, to nawet powiedziałam do mojego męża: Piotr, popatrz, ile się tam wszystkich osób zmieściło! To aż niewiarygodne, że tak dużo osób zdecydowało się przyjść. Jestem bardzo zaskoczona i też bardzo mocno wdzięczna wszystkim tym, którzy znaleźli czas, żeby na dwa dni przed Sylwestrem przyjść na to spotkanie.
Ile trwała praca nad książką?
Nad całością pracowaliśmy wspólnie. To była praca zespołowa od samego początku. Rozpoczęliśmy na przełomie czerwca i lipca, do połowy listopada i to były bardzo, bardzo intensywne prace. Często także poprzez łącza internetowe czy telefoniczne. Na co dzień nie mieszkam już w Piotrkowie, ale często to przyjeżdżałam, więc myślę, że dopięliśmy tę publikację najlepiej jak to było możliwe z tym stanem wiedzy, jaką mamy.
Polecamy