Do sprawdzenia cen w smażalniach ryb w najbardziej znanej miejscowości turystycznej po tej stronie Zalewu Sulejowskiego – Bronisławowie – zainspirował mnie artykuł z portalu gazeta.pl. Mieszkanka Radomska, pani Elżbieta, kupowała w jednym z barów w Ustce rybę, i za obiad dla dwóch osób zapłaciła ponad 170 złotych. Pani, która z zawodu jest kucharką, chyba tak drogiej ryby w swoim życiu nie kupowała. Mówimy zatem SPRAWDZAM, i jedziemy nad Zalew Sulejowski.
Bronisławów – kiedyś to miejsce tętniło życiem niczym sulejowska Polanka. Gdy tylko zaczynało się lato, koloniści, ale i urlopowicze wypełniali pole namiotowe, a ci bardziej majętni letnicy, stawiali między drzewami swoje przyczepy kempingowe marki Niewiadów. Wszyscy i tak spotkali się na stołówce albo w smażalni ryb. Czasy świetności ośrodek „U Łysego” ma już niestety za sobą. W tygodniu próżno szukać tu kąpiących się. Kiedy byłem tam dziś (3 sierpnia) przed południem spotkałem zaledwie 4 (cztery!) osoby, ale tylko dwie z nich zamawiały poszukiwane przeze mnie ryby z frytkami. Ceny w dwóch smażalniach zaczynają się od 70 złotych za kilogram smażonej ryby. Frytki to wydatek 60 złotych za kilogram. Do tego surówka 50 złotych za kilogram… Dobrze, że chmielowy napój to koszt 5 złotych.
– Ceny mamy niezmienne od kilku lat. Oczywiście jeśli jakaś ryba zdrożeje, to i my podnosimy cenę. Ale niestety ludzi mało. Ruch jest tylko w weekend. Piątek, sobota niedziela, ale tylko jak jest ładna pogoda to wtedy nie ma co narzekać. U nas jest bardzo dobra i świeża ryba, dowożona prawie co 3 dni! – chwali się właściciel baru „U Grześka”. W duchu zadaję sobie pytanie: cztero- czy pięciodniowa ryba, naprawdę jest taka dobra i świeża? Jak się okazuje, ryby ze smażalni nad zalewem wbrew pozorom nie pochodzą z Zalewu Sulejowskiego. Ich domem jest wybrzeże Australii, Morze Północne czy stawy hodowlane w Chinach, skąd zapewne pochodzi panga. Na szczęście najlepiej sprzedaje się dorsz albo miętus.
Tymczasem „U Łysego” smażony sandacz kosztuje 125 złotych za kilogram. To jednak nie jest najdroższa ryba. Najwięcej zapłacimy za grilowanego łososia. Tu cena podskakuje do 165 złotych. – U nas klient płaci za wielkość zamówionej ryby. Wiadomo, że nikt nie zamawia kilograma ryby. Ale najlepiej sprzedaje się sandacz i dorsz – mówi „Łysy”, właściciel ośrodka.
Okazuje się, że nie ma różnicy czy urlop spędzimy nad morzem, czy nad Zalewem – ceny są podobne. Woda jednakowo mokra, a i sinice w Bałtyku i Zalewie Sulejowskim – takie same. Udanego urlopu.
Polecamy