Czy to możliwe by piotrkowianie stosowali się do co najmniej czterech różnych czasów w tym samym czasie? Jak w ogóle na przestrzeni wieków produkowali, dystrybuowali i konsumowali czas? W tym roku w maju minie 103. rocznica od wprowadzenia w Polsce, a tym samym i w Piotrkowie, czasu środkowoeuropejskiego jako formalnego i urzędowego. Jakie perypetie z czasem były jeszcze udziałem piotrkowian? I w jakim stopniu były one związane z koleją?
Zmiana czasu z zimowego na letni zainspirowała naszą redakcję do przyjrzenia się bliżej czasowym perypetiom piotrkowian na przestrzeni wieków i dekad. Okazuje się bowiem, że z tym czasem, a dokładnie rzecz biorąc, z jego dokładnym określeniem mieli mieszkańcy Piotrkowa sporo problemów. W maju bieżącego roku minie 103. rocznica obowiązywania w Piotrkowie czasu środkowoeuropejskiego, wyliczanego według 15 południka (15 stopni na wschód od Greenwich), zwanego też południkiem adriatyckim. Wprowadzono go zgodnie z Ustawą z 11 maja 1922 roku o rachubie czasu, jako oficjalny czas dla Polski. Ale warto wiedzieć, że piotrkowianie przed wprowadzeniem czasu środkowoeuropejskiego posługiwali się co najmniej czterema różnymi czasami w jednym czasie. Jak to możliwe?

Produkcja i dystrybucja czasu w Piotrkowie
Czy mówiąc o czasie możemy posłużyć się terminami ekonomicznymi, takimi jak produkcja, dystrybucja czy konsumpcja. Oczywiście. Pierwszym terminem określimy nic innego, jak odmierzanie czasu. Czy wiadomo w ogóle jak piotrkowianie w poprzednich wiekach mierzyli czas? Czy w Piotrkowie bądź pod Piotrkowem funkcjonowało jakieś obserwatorium, w którym śledzono ruch słońca na niebie i w ten sposób określano porę dnia, a następnie tę informację podawano do miasta – dystrybuowano – i według tych wskazań ustawiano miejskie zegary? Poświęcone miastu opracowania historyczne milczą na ten temat. Możemy jedynie się domyślać, że podobnie jak miało to miejsce na pozostałych ziemiach polskich i w innych miastach, w Piotrkowie w najdalszych wiekach czas określano w sposób relatywny. Czynność ta – czyli konsumpcja czasu – oparta była w głównej mierze na aktualnych warunkach pogodowych i ww. ruchu słońca po niebie. Obserwacja tego ostatniego pozwalała bez trudu określić porę dnia, a właściwie czas słoneczny prawdziwy, później uśredniony, czyli czas lokalny. Natomiast by uszczegółowić i zamknąć czas w formułę zaczęto korzystać z zegarów słonecznych, „(…) które bazowały na cieniu rzuconym przez wskaźnik na tarczę zazwyczaj ustawioną w taki sposób, aby wskazywała godziny w ciągu dnia.”. Niestety nie zachowały się przekazy mówiące o tym, gdzie taki pierwszy słoneczny czasomierz bądź czasomierze był/y w Piotrkowie czy pod Piotrkowem umiejscowiony/e. Z pewnością korzystano też z klepsydr, bardziej lub mniej prymitywnych, jak i z kościelnych dzwonów, które z wież kościelnych wskazywały msze i modlitwy, stając się orientacyjnymi wskaźnikami czasu dla lokalnej społeczności. Natomiast jeśli chodzi o precyzyjne zegary mechaniczne to pierwszym zegarem piotrkowskim, o którym wspominają archiwalne zapiski był zegar ratuszowy, a drugim zegar zamontowany na jednej z wież kościoła jezuickiego. O tym ostatnim z wymienionych wiemy, że pojawił się tam w 1740 roku i że zegar został „(…) sprowadzony z Gdańska za 2.000 złp.”. Z kolei o zegarze ratuszowym ogólnie wiadomo niewiele, poza tym, że po rozebraniu murów ratusza w 1868 roku on trafił na wieżę kościoła jezuickiego. Można więc domniemywać, że wspomniany zegar jezuicki z 1740 roku uległ albo awarii albo zwyczajnie się zużył, dlatego zastąpiono go tym, zdjętym z dawnego ratusza. Wracając jednak do mierzenia czasu w mieście z pewnością do chwili wkroczenia do miasta kolei jego wyznacznikiem w Piotrkowie był czas lokalny, czyli uśredniony czas słoneczny.
Czas warszawski i czas petersburski
Kolej Warszawsko-Wiedeńska przyniosła miastu nie tylko rozwój, ale również dualizm czasowy, a co za tym idzie przeorganizowała sposób odmierzania czasu w Piotrkowie. Między innymi kolei zawdzięczamy obowiązujący do dziś 24-godzinny zapis czasu. Ale skąd ów dualizm? To proste. „Wiedenka” przywiozła do miasta czas – swój czas, a konkretnie dwa czasy. Pierwszy był to czas warszawski lokalny, bo według tego czasu organizowała ona swoje działania, gdyż to w Warszawie miała swoją siedzibę dyrekcja Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, a poza tym czas warszawski, mierzony według południka 21 długości geograficznej wschodniej był uznany wtedy za czasu urzędowy dla Królestwa Polskiego. I ten czas różnił się o kilka a nawet i kilkanaście minut od lokalnego piotrkowskiego. Drugi czas to był czas petersburski – obowiązkowy dla kolei w Imperium Rosyjskim, zwany czasem „0” i czasem kolejowym wschodnim – mierzony według południka 30 długości geograficznej wschodniej. Dla Rosjan to był ich uniwersalny odpowiednik czasu południka Greenwich, według którego układali kolejowe rozkłady jazdy. Obecnie uznaje się go za odpowiednika dzisiejszego czasu letniego w Polsce. Niemniej w XIX wieku różnica między czasem warszawskim, a czasem petersburskim, na terenie Warszawy wynosiła 37 minut i 16 sekund, a im dalej na zachód tym różnica była większa – w Kaliszu (najdalej na zachód wysuniętej stacji kolejowej Królestwa Polskiego) wynosiła 53 minuty i 44 sekundy. Stąd też na dworcach kolejowych, będących pod nadzorem rosyjskim, wisiały dwa zegary – ten z czasem petersburskim i ten z czasem warszawskim.
Jako ciekawostkę warto dodać, że na przykład w tym samym czasie w takim Krakowie będącym w zaborze austriacko-węgierskim obowiązywały trzy czasy: krakowski (lokalny) oraz czas praski zwany kolejowym zachodnim i czas pesztański zwany kolejowym wschodnim. Natomiast w Stanach Zjednoczonych w 1873 roku istniało aż 71 czasów kolejowych…Wracając jednak do Piotrkowa…

Czas lokalny w trzech odsłonach
Czas jest pochodną miejsca, a każde miejsce ma swój lokalny czas. I nie inaczej było w Piotrkowie, choć sami piotrkowianie ów czas nieco sobie komplikowali (przez brak należytej kontroli czasomierzy) przez co, oprócz ww. czasów petersburskiego i warszawskiego, przychodziło im funkcjonować w sumie według trzech różnych wskazań lokalnych zegarów. Wprowadzało to sporo zamieszania, którego echa pobrzmiewały w lokalnej prasie. W numerze 40 piotrkowskiego „Tygodnia” z 1899 roku czytamy: „Zegary nasze: kolejowy, bernardyński i gimnazjalny, oto trzy regulatory naszego życia, regulatory te jednak winny iść jednakowo. Ojciec do biura idzie według kolejowego, syn do szkoły wedle gimnazjalnego, kucharka wedle bernardyńskiego powraca z targu i podaje śniadanie. Różnica jakichś 10 minut to drobiazg na pozór, ale z drobiazgów składa się życie, a drobiazgi te rozstrój w rodzinach powodują. Czyby się nie dało jednemu zegarmistrzowi oddać w opiekę trzy nasze czasomierze, by stale stosował jedne do drugich, mianowicie miejski i szkolny do kolejowego, nie zawsze bowiem idą one zgodnie!”. Czyli na przełomie wieków XIX i XX rytm życia w mieście wyznaczały trzy zegary według własnych czasów – bernardyński, zwany miejskim, kolejowy i gimnazjalny. O ile dwa pierwsze łatwo zidentyfikować – kolejowy ten na dworcu, bernardyński na wieży kościoła Bernardynów – o tyle Czytelnik może dopytywać o ów zegar gimnazjalny. Czyżby czasomierz słoneczny z murów dzisiejszego I LO, a wówczas Gimnazjum Rządowego Miejskiego? Słoneczny zegar na murach Chrobrego (tzw. „słonecznik”) to dzieło Zbigniewa Solarza z 1978 roku. O jaki więc zegar chodziło redaktorowi „Tygodnia”? Odpowiedź przynosi to samo czasopismo w wydaniach z wcześniejszych lat niż zaprezentowany fragment tekstu. Mianowicie w listopadzie 1879 roku ówże „Tydzień” (1879/45) oznajmiał: „Zegar na wieży kościoła pierwotnie jezuickiego, a następnie pijarskiego, przebudził się nareszcie z długiego letargu, trwającego przeszło 10 lat i – dnia 5 b.m. dał pierwsze znaki życia, z niemałą radością powitane przez jego starych znajomych. Jakoż zegar ten utrzymywany będzie nadal w dobrym stanie, niemało stanie się użytecznym dla całej połowy miasta, położonej na wschód od rynku; według niego mogą regulować nabożeństwa w Farze i w kościele po-Pijarskim, a dla uczniów i utrzymujących stancyje, będzie pożądanym regulatorem czasu i wskazówką punktualności.”.

Oczywiście to, co zwraca uwagę w pierwszym z przytoczonych wyżej dziennikarskich tekstów to informacja, że zarówno zegar miejski, jak i gimnazjalny starano się dostosowywać do wskazań zegara kolejowego, a więc czasu petersburskiego. To dowód na to, że rzeczywiście w okresie gubernialnym to właśnie kolej porządkowała miasto.
Warto jeszcze nadmienić, że wspomniany zegar bernardyński długo jeszcze nie potrafił „dostosować się” do zegara kolejowego i w kolejnych latach był przedmiotem utyskiwań. „Zegar bernardyński, ten jedyny wskaźnik czasu dla ludności roboczej miasta, płata nam ciągle figle – raz zgadza się z zegarem kolejowym, drugi raz znów różni się z nim o kilka lub kilkanaście minut. Wytwarza to nawet kolizje między pracującymi, a pracodawcami, którzy znów zegary swoje regulują według kolei – skarżono się na poczciwy czasomierz w numerze 5 „Tygodnia” w 1902. I dalej postulowano: „Ponieważ zegar ten uważać należy za zegar miejski, powinien on być kosztem miasta oddany pod stałą opiekę zegarmistrza, a wtedy dopiero odda miastu prawdziwe usługi.”.
Czas środkowoeuropejski
W maju 1922 roku Piotrków, jak i wszystkie ówczesne ziemie polskie został objęty na mocy ww. ustawy o rachubie czasu czasem środkowoeuropejskim, liczonym według południka 15, przebiegającego m.in. przez Stargard, Zgorzelec i Adriatyk, zwanego też południkiem adriatyckim. Czas ten był późniejszy o 24 minuty od czasu warszawskiego. Co ciekawe czas ten obowiązywał w Warszawie od sierpnia 1915 roku i został wprowadzony na terenie stolicy przez okupujące ją podczas I wojny światowej wojska niemieckie.

Zmiany czasu po piotrkowsku
I jeszcze dla uzupełnienia tematu czasu w Piotrkowie warto dodać, że w okresie międzywojennym w mieście wraz z nastaniem 1 kwietnia właściciele wszystkich lokali handlowych i usługowych, odgórnie, decyzją władz miasta, byli zobowiązani do zmian godzin ich otwarcia. Jak informowała lokalna prasa, w tym m.in. „Głos Trybunalski” (1927/83) sklepy, jadłodajnie, restauracje, otwierane zimą o 9 rano, a zamykane o 17, od 1 kwietnia do 1 października funkcjonowały od godziny 8 rano do 18 wieczorem. Czas ich otwarcia wydłużał się więc aż o dwie godziny. Co ciekawe ten sam zapis dotyczył otwarcia bram domów, i wszyscy ówcześni dozorcy musieli go przestrzegać. Godziny pracy zmieniały również mleczarnie i piwiarnie. Przez sześć miesięcy w roku te punkty były otwarte od godziny 8 rano do 23, mało tego w tym czasie ich pracownicy byli pozbawieni przerwy obiadowej. Ten sam czas otwarcia obowiązywał również kioski ze słodyczami oraz budki z wodą sodową. Wydłużone godziny pracy wraz z dłuższymi i cieplejszymi dniami przekładały się na zyski. Im dłużej był otwarty lokal tym więcej klientów doń zaglądało.

Na zakończenie dodajmy tylko jeszcze, że pomysł zmiany czasu na letni po raz pierwszy pojawił się w Ameryce w XVIII wieku, a jego autorem był sam Benjamin Franklin, jeden z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych, który postulował by wiosną i latem, wcześniej wstawać i wcześniej kłaść się spać. W Europie idea lepszego gospodarowania czasem pojawiła się dopiero na początku minionego stulecia w Wielkiej Brytanii, jednakże pionierami spopularyzowania czasu letniego byli Niemcy, którzy w 1916 roku w kwietniu przesunęli do przodu wskazówki zegara, a w październiku cofnęli. Od nich pomysł ten zaczęto stosować najpierw na Starym Kontynencie a następnie w Ameryce Północnej. Po II wojnie światowej upowszechnił się zaś w większości krajów na świecie. W Polsce zmiana czasu została oficjalnie przyjęta po II wojnie światowej z przerwami, na stałe ten zwyczaj jest stosowany od 1977 roku. Oczywiście od lat trwają dyskusje nad zasadnością zmian czasu. Nawet w 2019 Parlament Europejski podjął decyzję o zaprzestaniu tego zwyczaju i miał on na terenie UE wejść w życie w 2021 roku, niemniej wybuch pandemii plany te pokrzyżował. I jak na razie nic nie zapowiada by coś w tej kwestii miało się zmienić. Tak więc drodzy Czytelnicy nie zapomnijcie przestawić waszych zegarków na czas letni.
Tekst: Agnieszka Szóstek
Foto: Agnieszka Szóstek, archiwum prywatne Jerzego Gnypa
Materiały:
1. https://czasnazegar.pl/blog/szczegoly/jak-kiedys-mierzono-czas-bez-zegarow.html dostęp na dzień 20.03.2025
2. „Jak kolej dyscyplinowała miasta” wykład prof. dr hab. Wojciecha Tomasika z Katedry Kultury Współczesnej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, wygłoszony 12.01.2025 w ramach studiów podyplomowych „Humanistyka architektoniczna” w IBL PAN
3. „Gazeta Handlowa” 1875/105
4. „Gazeta Sądowa Warszawska” 1897/7
5. „Gazeta Poranna” 1915/216
6. „Tydzień” 1876-1906
7. „Kronika Piotrkowska” 1910-1914
8. K. Głowacki „Kościół św. Franciszka Ksawerego i kolegium jezuickie w Piotrkowie Trybunalskim”, Piotrków Trybunalski 1982
9. „Głos Trybunalski” 1927
Polecamy