W trakcie ostatnich prac budowlanych na stacji paliw przy wjeździe do Bogusławic, tuż pod powierzchnią ziemi odkryto fragmenty ceglano-wapiennej konstrukcji. Czy są to pozostałości fundamentów karczmy „Wesoła”, która stała w tym miejscu prawdopodobnie już od XVI, a z pewnością do XIX w.? Możliwe, choć ostatecznie musiałyby to potwierdzić badania archeologiczne.
W Wolborzu, tak jak w całym Królestwie Polskim, a później Rzeczypospolitej Obojga Narodów, od czasów najdawniejszych wytwarzano, sprzedawano i pito alkohol. W pierwszych wiekach państwowości polskiej (pierwsza wzmianka o Wolborzu pochodzi z 1065 r., czyli niecałe 100 lat od chrztu Mieszka I) najpowszechniejszymi trunkami były różnego rodzaju piwa i miody, którymi odurzano się przy każdej nadarzającej się okazji, o czym obszernie pisze w monumentalnym i pomnikowym już dziele „Alkoholowe dzieje Polski”, Jerzy Besala. Oczywiście duchowni, do których Wolbórz należał od 1125 r., nie byli tu żadnym wyjątkiem. Już 4 marca 1357 r. biskup włocławski, Maciej Paługa z Gołańczy herbu Topór, przy okazji przenoszenia miasta (będącego nim od 1273 r.) z prawa średzkiego na magdeburskie, oświadczył, że cena sprzedaży piwa dla niego lub jego prokuratora (Wolbórz leżał na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych) będzie ustalana przez wójta i rajców. Można się domyślać, że nie mogła być zbyt wysoka. Co jednak istotniejsze, obok chleba i mięsa, piwo zostało tu wymienione jako artykuł pierwszej potrzeby. I rzeczywiście nim było. Ówczesna woda pitna zawierała bowiem wszelkiego rodzaju chorobotwórcze paskudztwa, od których alkoholowe piwo było wolne, stanowiąc przy tym cenne uzupełnienie diety.
Oczywiście biskupi mogli sobie pozwolić także na znacznie droższe wino, nawet to sprowadzane z zza granicy, jednak prawo propinacji nadali swoim wolborskim owieczkom dopiero w 1518 r. I nawet wtedy obłożone ono zostało pewnymi obostrzeniami. Otóż mieszczanie mogli warzyć piwo i pędzić wódkę w ustalonej kolejności, używając do tego celu naraz najwyżej 5 korcy słodu (1 korzec – ok. 123–128 l), wytwarzanego wyłącznie w podzamczym młynie słodowym należącym do biskupów. Młyn stał tuż za mostem na Moszczance (jadąc do rynku, po prawej stronie) i przetrwał do początku września 1939 r., kiedy podczas jednego z nalotów oberwał bombą. Do dziś zachowało się tylko zdjęcie jego ruin (zob. galerię) na tle szeroko rozlanej, bo nieuregulowanej jeszcze rzeki. Co zaś do wspomnianego prawa propinacji, jeśli mieszkaniec, którego przyszła kolej, nie chciał lub nie mógł wytwarzać trunku, mógł odstąpić swoją kolejkę drugiemu za 10 zł; sumę, jak na owe czasy dość znaczną. Przedsiębiorczy wolborzanie szybko jednak skorzystali z alkoholowej wolności, bo już w 1534 r. w mieście działało 60 karczem i piwowarń, choć od razu trzeba zaznaczyć, że karczmą nazywano wówczas dom zajezdny, w którym niekoniecznie musiano serwować alkohol. Wątpliwe jednak, by przyjezdnych częstowano tylko wodą.
W samym rynku, przy kościele, było 9 karczem. Również po 9 przy ul. Szpitalnej i Rzeźniczej. Przy ul. Świętokrzyskiej, bezpośrednio sąsiadującej z zamkiem biskupim, na końcu której do 1549 r. stał drewniany kościół św. Krzyża, było 7 karczem, a przy ulicy zwanej Chrzączka, „za wielkim mostem”, aż 17. W porównaniu z nią ul. Nadrzeczna, z zaledwie jedną karczmą, wypadała niedorzecznie. Na przedmieściu zwanym Bogusławice, przy rozwidleniu dróg na Ujazd i Zawadę, również była tylko jedna karczma (wspomniana na początku „Wesoła”).
Gospody często budowano na rozstajach dróg i na granicach miast, a ich nazwy oddawały dwojaki stosunek do napojów oszałamiających: od „Wygody”, „Radości”, przez „Hulankę”, „Rzym”, po „Ostatni Grosz”, „Utratę”, „Piekło”, Sodomę” itd. – pisze w „Alkoholowych dziejach Polski” Jerzy Besala, dodając, że panowie niechętnie oddawali wyszynk w dzierżawę bezrolnym biedakom. Zapewne dlatego, że w razie „zgorzenia karczmy” nie można było wyegzekwować strat z majątku szynkarza. Z pewnością nie inaczej było w biskupim Wolborzu, gdzie propinacyjny interes najwyraźniej szedł dobrze i przynosił relatywnie spore dochody. W 1578 r. z samego czopowego (podatku od piwa i innych trunków) miasto uzyskało 436 florenów (czyli złotych) i 17 groszy (30 gr = 1 zł), podczas gdy Sulejów zaledwie 56 fl. I 23 gr, Tuszyn 47 fl. i 11 gr, Kamieńsk 91 fl. i 10 gr, a Rozprza 5 fl. i 24 gr. Miasto biskupie przepijał tylko parlamentarny Piotrków z rocznym dochodem 1075 fl. i 28 gr. No ale tu średnie spożycie piwa kształtowało się na poziomie 2–3 litów (czyli 4–6 dzisiejszych półlitrowych butelek) dziennie, zapewne znacznie wzrastając w trakcie sejmów. Zapotrzebowanie to w renesansowym Piotrkowie starało się zaspokoić 154 piwowarów. Natomiast by uzmysłowić sobie siłę nabywczą ówczesnego pieniądza, wystarczy wiedzieć, że w latach 1526–1528 jeden grosz miał wartość 0,77 g srebra, czyli biorąc dzisiejszą wartość srebra próby 925 (1,4 zł za gram), wychodzi w przybliżeniu, że 1 grosz równy był współczesnej złotówce, a XVI-wieczna złotówka odpowiadała mniej więcej naszym 30 złotym. Tyle właśnie np. otrzymywał żniwiarz za całodzienną pracę, zaś portier w krakowskim ratuszu zarabiał na poziomie 43–44 gr, czyli 1290–1320 dzisiejszych złotówek miesięcznie. W każdym razie biorąc pod uwagę propinacyjne wpływy do wolborskiej kasy miejskiej, nic dziwnego, że w upojonym mieście zdarzały się burdy, a czasem krwawe pijackie ekscesy, których sprawców sądzono w ratuszu, gdzie odsiadywali również wyroki.
Wstrzemięźliwością nie grzeszył dwór biskupi. 25 grudnia 1582 r. w drodze powrotnej do Rzymu w Wolborzu zatrzymał się Antonio Possevino (1533–1611), jezuita, któremu papież Grzegorz XIII powierzył misję dyplomatyczną mającą doprowadzić do zakończenia wojny między Rzeczypospolitą Obojga Narodów a Moskwą oraz zawarcia unii kościelnej i przymierza politycznego przeciw Turcji. Nie wchodząc w szczegóły tych rokowań warto zaznaczyć, że dyplomata papieski pozostawił po sobie znakomitą relację („Moscovia”), będącą pierwszorzędnym źródłem do poznania historii państwa moskiewskiego, jego wewnętrznych spraw i stosunków polsko-moskiewskich w XVI w. W trakcie dwóch dni pobytu na zamku w Wolborzu w gościnie biskupa Hieronima Rozrażewskiego, Possevino obalił 2,5 garnca wina za 1 fl. i 10 gr. Wiedząc, że garniec krakowski miał 3,2 – 3,3 l, a warszawski w XVI w. 3,76 – 3,90 l, nie trudno policzyć, że sługa Boży wydoił ok. 8 – 9,75 litrów wina, co biorąc pod uwagę nawet wyśrubowane standardy obecnych koneserów win rocznika bieżącego, stanowi wynik imponujący.
Piwnice zamku wolborskiego pełne były wszelkich dóbr. 8 czerwca 1617 r. biskup włocławski, Paweł Wołucki, ustanowił w mieście cech szykowny, do którego włączył (podając za Siniarskim): ślusarzy, kotlarzy, mieczników, łuczników, kołodziei, bednarzy, powroźników, iglarzy, siodlarzy, rymarzy, garncarzy i in. Oprócz tego, że kandydat na członka cechu musiał przedstawić metrykę urodzenia i świadectwo wyzwolenia, to zobowiązany był uiścić wpisowe w wymiarze m.in. 3 beczek piwa (ok. 600 l) lub przynajmniej jednej, jeśli panował kryzys. Oczywiście dwór biskupi czerpał również wymierne korzyści z produkcji piwa i gorzałki w mieście, bowiem producenci od każdej beczki słodu, po dwie ćwierci tego substratu obowiązani byli oddawać do zamku, jak również zobligowani byli stosować się do znormalizowanych, zamkowych jednostek objętości.
Nic więc dziwnego, że w Wolborzu na początku XVIII w. palącym problemem stało się niemal permanentne pijaństwo rzemieślników, których zaczęto oskarżać o zaniedbywanie pracy. W 1773 r. biskup Antoni Ostrowski powołał komisję, która miała zadanie przeanalizować potrzeby i sporządzić plan naprawczy dla upadającego miasta. Komisja ta w sprawach gospodarczych wysunęła projekt powołania nowych cechów, m.in. piwowarskiego, gdyż istniała pewność, że będzie miał on dostateczną liczbę członków… Za rządów Ostrowskiego (1763–1776) m.in. wybrukowano w Wolborzu ulice, a na ich utrzymanie przeznaczono składki piwowarskie zwane „mandatem”. Z kolei w czasach biskupa Józefa Ignacego Rybińskiego (1777–1806), w 1781 r. powstała w mieście gospoda szewców, do której obowiązek mieli się zgłaszać wędrowni rzemieślnicy pracujący w tym zawodzie, skąd szynkarz odprowadzał ich (czasem pewnie dosłownie) do majstrów.
W roku 1793, w którym biskupi na rzecz zaborcy ostatecznie utracili kontrolę nad Wolborzem, funkcjonowały dwie karczmy (prawdopodobnie „Biała” i „Wesoła”, zaznaczone jeszcze na XIX-wiecznych planach miasta), zaś do klucza dóbr wolborskich należały w sumie 4 przybytki Bachusa. Rok wcześniej w mieście sprzedano 2115 beczek piwa po 36 garnców (286 tys. 963 litry), 2011 garnców wódki (7581 l), 1075 korcy słodu miary warszawskiej (129 tys. 333 l) i 502 korcy śrutu zbożowego na wódkę (60 tys. 395 l).
W artykule wykorzystałem: S. Siniarski, Kalendarz z dziejów Wolborza 1065–1982, Warszawa 1984; A. Domański, Wolbórz. Studium historyczno-urbanistyczne i wnioski konserwatorskie, Kraków 1960; A. Domański, Z. Perzanowski, Zarys historyczno-urbanistyczny i wnioski konserwatorskie odnośnie zabytkowego miasta, Kraków 1960; Katalog zabytków, Archiwum Piotrkowskiej Delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków; A. Possevino, Moscovia, Warszawa 1984; Inwentarze dóbr stołowych biskupstwa włocławskiego z XVII w., wyd. L. Żytkowicz, Toruń 1957; J. Besala, Alkoholowe dzieje Polski. Czasy Piastów i Rzeczypospolitej szlacheckiej, Poznań 2015; T. Kruz, O trunkach i pijaństwie w dawnym Piotrkowie, „7 Dni Piotrków”, 28 grudnia 2001; J. Szymański, Nauki pomocnicze historii, Warszawa 2001.
Polecamy