Ta historia wstrząsnęła mieszkańcami całego regionu. Gdy Aleksandra (z pochodzenia piotrkowianka a obecnie studentka łódzkiej filmówki) zrelacjonowała na portalu społecznościowym to, co przeżyła podczas powrotu z transmisji gali wręczenia Oscarów, rozgorzała dyskusja. Głównym jej tematem były działania policji wobec Oli, gdy ta poprosiła o pomoc. Policja twierdzi, że dochowała wszelkich procedur, ale łódzka prokuratura ma inne ustalenia – informuje portal wiadomosci-lodz.pl
Studentka oskarżyła funkcjonariuszy o lekceważący stosunek do niej, gdy kobieta zgłosiła napaść i próbę gwałtu. “Pan policjant krzyczał na mnie, że zamiast robić sceny, to może lepiej by, się wychyliła przez okno i wyglądała za sprawcą” – opisywała Aleksandra w swoim wpisie, który wywołał burzę.
Wersję kobiety dotyczącą interwencji łódzkich policjantów mogłyby potwierdzić nagrania z kamer, które mundurowi wtedy mieli na sobie. Mogłoby, ale akurat podczas tej interwencji miały nie działać z powodu wyczerpanych baterii. Takie wyjaśnienie podawała rzeczniczka wojewódzkiej policji w Łodzi Joanna Kącka.
Patrol pracował od godziny 19:00 w niedzielę. Do zdarzenia doszło około godz. 5.30 w poniedziałek. Niestety, w obu urządzeniach zabrakło zasilania. Pech jest taki, że to była jedenastka godzina służby tych policjantów.
Prokuratura zabezpieczyła kamery i przesłała je do ich dystrybutora, który ma możliwość odczytu danych z kamer. Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, w rozmowie z TVN podaje najnowsze ustalenia w tej sprawie.
Ze stanowiska, które otrzymaliśmy wynika, że w chwili zdarzenia kamery były sprawne. Co prawda, baterie kończyły możliwy czas pracy, niemniej urządzenia funkcjonowały w trybie buforowania. Wszystko wskazuje na to, że funkcjonariusze policji nie wcisnęli przycisku odpowiedzialnego za zapis.
Więcej na ten temat w serwisie wiadomosci-lodz.pl
Polecamy