Jeden z naszych czytelników przesłał do naszej redakcji zdjęcie i film, na którym widać, jak myśliwi przewożą ustrzelone sarny. Co najmniej trzy martwe sztuki spoczywają w koszu zamocowanym na haku holowniczym pędzącej przez wieś toyoty. Głowa jednej z saren wisi na tyle nisko, że zwierze obija nią o każdą nierówność drogi. – To jakiś skandal, Święto świętem (dzień św. Huberta – przyp. red.), ale czy na prawdę nie ma innych możliwości transportu? porażka… – pisze pan Rafał.
Do zdarzenia doszło 3 listopada w dzień św. Huberta – patrona myśliwych – około 17:40 na drodze prowadzącej z Wilkoszewic do Mierzyna. Nasz czytelnik jechał za niebieską toyotą o początkowych numerach rejestracyjnych ERA i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zbulwersowany całą sytuacją, napisał do nas wiadomość i przesłał zdjęcia wraz z filmem.
Skontaktowaliśmy się z Polskim Związkiem Łowieckim, by zapytać o standardy przewożenia pozyskanych przez myśliwych zwierząt. Okazuje się, że prawo łowieckie nie zostało złamane, ale dobry obyczaj już tak. – Ten kosz nadaje się do przewożenia zwierząt, jednak ja kiedy przewożę ustrzelone sztuki, robię to w plastikowej zamykanej skrzyni – mówi Marek Pudełko, rzecznik prasowy Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego. – Na rynku są dostępne plastikowe kuwety i tam można przewozić tusze zwierzyny. Można przykryć ją przepuszczającym powietrze materiałem. Dlaczego powinniśmy to robić? z prostego powodu – by nie drażnić ludzi i nie narażać ich na widoki martwych zwierząt. Uważam, że jest to niedopuszczalne. Na pewno dotrzemy do tego myśliwego – lub myśliwych – by ich pouczyć, żeby następnym razem lepiej zadbać o przewożoną zwierzynę. Ponadto chciałbym wykorzystać te materiały na naszych wewnętrznych szkoleniach, dotyczących tego jak nie powinno się przewozić zwierzyny – dodaje rzecznik.
Polecamy