Jak wyglądała dbałość o higienę wśród piotrkowian sprzed czasów uruchomienia w mieście systemu wodociągów i kanalizacji? Gdzie mieściły się piotrkowskie łaźnie? Która była najsłynniejszą i dlaczego? Czy kąpieli zażywali w wodach jeziora Bugaj, w rzece Strawie, a może korzystali z publicznych zakładów kąpielowych? Ile razy w ogóle w ciągu roku kąpali się piotrkowianie? Na te i kilka jeszcze innych pytań związanych z higieną w dawnym Piotrkowie spróbujemy odpowiedzieć w poniższym artykule.
Nie tak dawno na łamach naszego portalu przybliżaliśmy dzieje piotrkowskich nieczystości (przeczytasz o tym tutaj), a dziś pochylamy się nad tym, jak przed laty piotrkowianie dbali o własną higienę. Czy byli zwolennikami maksymy, że „zimna woda zdrowia doda” czy też wyznawcami słów, że brud na skórze do centymetra jest nieszkodliwy, a powyżej sam odpada?

Co ciekawe wg. sprawozdania departamentu lekarskiego za 1892 rok Piotrków na tle innych ówczesnych miast gubernialnych wyróżniał się dość wysokim stanem higienicznym, pomimo braku ogólnodostępnej miejskiej sieci wodno-kanalizacyjnej. Zapisy sprawozdania dotyczyły nie tylko stanu czystości miasta, ale również częstotliwości korzystania przez jego mieszkańców z działających w Piotrkowie zakładów kąpielowych, czyli łaźni. Wynik dość zaskakujący, tym bardziej, że wspomnianych łaźni nie było w mieście zbyt dużo. Na początku XX wieku liczący już dobrze ponad 30 tys. mieszkańców Piotrków mógł pochwalić się tylko czterema zakładami kąpielowymi. Jeśli założyć, że wszystkie, tak jak ta najpopularniejsza, miesięcznie obsługiwały do 3,5 tysiąca osób to wychodzi, że i tak ponad połowa ówczesnych piotrkowian z nich nie korzystała. Być może ablucji dokonywali w wodach jeziora Bugaj bądź w Strawie. Ostatecznie mogli też po prostu chodzić brudni bądź niedomyci. Nieco lepiej było w okresie międzywojennym, ale po kolei…
Pierwsza znana łaźnia
W topografii Piotrkowa można odnaleźć ulicę, której nazwa bezpośrednio nawiązuje zarówno do miejsca pierwszej piotrkowskiej łaźni, jak i do samej czynności związanej z kąpielą. Jest to oczywiście staromiejska uliczka Łazienna Mokra, prowadząca od Rynku w kierunku pozostałości po murach miejskich. Jej nazwa nie jest przypadkowa, choć to nie na niej mieściła się miejska łaźnia, a na wspomnianych obwarowaniach, nieco bardziej na wschód. A gdzie dokładnie? W 1692 roku miasto zawarło układ polubowny z Jezuitami, na mocy którego sprzedano zakonnikom za sumę 6.700 złp łaźnię publiczną, funkcjonującą na murach miejskich. „Zapadły też ostateczne decyzje co do przyszłej lokalizacji wewnątrz murów miejskich – kościoła i collegium jezuickiego. Zdecydowano, iż zespół budowli zajmie miejsce po rozbiórce zakupionej od miasta łaźni oraz wykupionych wcześniej działek mieszczańskich.”. Kiedy znamy już lokalizację pierwszej wzmiankowanej w dziejach miasta łaźni czas przejść do kolejnych.

Najsłynniejsza łaźnia
Bez wątpienia najsłynniejszą piotrkowską łaźnią była łaźnia, po której trudno odnaleźć jakąkolwiek pozostałość we współczesnym krajobrazie Piotrkowa. A szkoda, bo przez blisko 100 lat stanowiła niemalże centrum życia towarzyskiego wschodniej części miasta. Ten publiczny zakład kąpielowy znajdował się w pobliżu Strawy, przy ulicy Bykowskiej (obecnie Wojska Polskiego) pod numerem 14. Zlokalizowana na posesji Breitbergera była zarazem najstarszą i najpopularniejszą łaźnią w Piotrkowie. Wzniesiono ją, jak mawiano, „jeszcze za czasów cara”, około 1878 roku. Parterowy budynek zaprojektował Kornel Szretter. W jej wnętrzach na przestrzeni lat można było spotkać niemal wszystkich: bogatych i biednych, wysokich rangą urzędników i zwykłych robotników, żołnierzy, uczniów i uczennice, dżokejów, bokserów, a nawet damy lekkich obyczajów i różne podejrzane indywidua. Miesięcznie odwiedzało ją ponad 3,5 tys. osób, z czego 1,5 tys. czyściochów pławiło się w wannach. Rozgłos zyskała pewnego styczniowego mroźnego poranka, gdy ze studni należącej do posesji wydobyto zwłoki…
Morderstwo w łaźni
Jak donosił lokalny „Tydzień”, 17 stycznia 1884 roku „spostrzeżono na deskach zasłaniających otwór „(…) ślady krwi ludzkiej, przysypane tu i ówdzie popiołem.”. Przybyła na miejsce zbrodni policja wydobyła ze studni ciało dwudziestokilkuletniego Ignacego Zajączkowskiego, poddanego pruskiego, na co dzień pełniącego służbę przy kotłach w łaźni żydowskiej. Poszukiwania sprawcy nie trwały zbyt długo. Okazał się nim niejaki Franciszek Dziekański, nosiwoda zatrudniony u Breitbergera, słynący z krewkiego charakteru. To z nim na dzień przed śmiercią widziano ofiarę. Początkowo nosiwoda twierdził, że Zajączkowski powiedział mu, iż wyjeżdża, i więcej go nie widział. Aresztowany wkrótce przyznał się, że zabił Ignacego „(…) dwukrotnie rąbnowszy kosą po twarzy i głowie (…)”.Jak wykazało dalsze śledztwo, napaść na Zajączkowskiego nie była jedynym przewinieniem Dziekańskiego. Latem poprzedniego roku zranił nożem innego nosiwodę w tejże łaźni, a trzy tygodnie wcześniej jej numerowego. Okazało się, że powodem napaści był spór o kobietę.

Zakład kąpielowy dla wszystkich
W 1902 roku łaźnię w drodze licytacji za 9.810 rubli nabył niejaki Jaszcz. Zmienił wystrój i wzorem Warszawy i Łodzi uruchomił saunę i zaprojektował pokój wypoczynkowy. W pokojach kąpielowych przy każdej wannie, nawet tej podwójnej, stał leżak. Każdy, kto po ablucji poczuł się zmęczony, mógł więc chwilę odpocząć. Mury łaźni zaczęły odwiedzać także damy lekkich obyczajów. Gościły tam nader często, gdyż wówczas we wschodniej części miasta zlokalizowana była większość piotrkowskich przybytków rozkoszy. Choć nikt nie odmawiał kąpieli kobietom uprawiającym najstarszy zawód świata, to wielu osobom ich obecność zdecydowanie przeszkadzała. Skargi drukowała nawet lokalna prasa. W 1911 roku na łamach „Kroniki Piotrkowskiej” można było przeczytać: „Co mają znaczyć kręcące się wokół zakładu indywidua? Wielka szkoda młodych ludzi, którzy idąc się kąpać do podobnego zakładu, gdy myją ciało, mieliby kalać duszę”.
41 tys. bezpłatnych biletów
Kolejnym właścicielem łaźni po Jaszczu został Grzybińśki, a następnie w latach 20. XX wieku zakład odkupiło od niego miasto. Wówczas łaźnię zaczęli odwiedzać dżokeje, którzy tracili tam nawet po 7 kg! Działo się tak dzięki masażom, między innymi najsłynniejszego pracownika Antoniego Krawczuka, i wizytom w saunie. Łaziebnicy potrafili udzielać prostych porad medycznych, znali fizjonomię ludzkiego organizmu i wykonywali różne mniej skomplikowane zabiegi z pogranicza medycyny i kosmetyki. Łaźnia choć wciągnięta w owym czasie do ewidencji przedsiębiorstw miejskich przez władze Piotrkowa traktowana była jako instytucja o charakterze użyteczności publicznej, a nie zakład dochodowy. Kiedy łaźnia ta otwierała swoje podwoje w drugiej połowie XIX wieku, wodę czerpano ze studni na podwórzu za pomocą kieratu obracanego przez konie. Ponieważ woda przeznaczona do kąpieli musiała być bez przerwy podgrzewana, właściciele zakładu, jak i jego bywalcy musieli wciąż liczyć się z niebezpieczeństwem pożaru. Dopiero gdy zakład stał się własnością miasta, podłączono jego budynek pod miejskie wodociągi i dodatkowo zainstalowano w nim elektryczność. Na koszt miasta, jak czytamy w „Sprawozdaniu Samorządu Miejskiego Miasta Piotrkowa za lata 1925-1933”, „(…) zakupiono i zainstalowano nowy kocieł, gdyż stary nie nadawał się do użytku, wykonano połączenie całego budynku z wodociągiem i kanalizacją miejską, kilkakrotnie przeprowadzono zewnętrzny i wewnętrzny remont budynku i ubikacyj, wyłożono kafelkami natryski i łazienki, założono leżaki do odpoczynku i urządzono specjalne 2 pokoje wypoczynkowe (…).”. Pod względem frekwencyjnym, jak podaje ww. sprawozdanie, liczba osób korzystających z łaźni w roku budżetowym 1932/1933 wyniosła średnio w miesiącu: 6100 korzystających z kąpieli w wannach i 5872 korzystających z natrysków. Co istotne uczniowie i uczennice 13 piotrkowskich szkół powszechnych, Miejskiej Szkoły Handlowej i Szkoły Rzemiosł mieli prawo do jednej bezpłatnej kąpieli w miesiącu, a kąpiele szkolne odbywały się „według ustalonego w porozumieniu ze szkołami rozkładu w określonych dniach i godzinach pod nadzorem wychowawców i nauczycieli.”. We wspomnianym roku budżetowym piotrkowski magistrat wydał dla uczniów i uczennic 41 tys. bezpłatnych biletów wstępu do łaźni. Z usług łaźni można było korzystać w ramach jednorazowego biletu bądź biletu abonamentowego.
Niestety, choć wszystkie działania podjęte przez magistrat zwiększyły wydajność łaźni, nie polepszyło jakości usług. Od samego początku klienci narzekali na długość oczekiwania na miejsce pod prysznicem bądź wolną wannę. „W soboty kiedy nieco więcej publiczności idzie do kąpieli skazani jesteśmy na godzinne czekanie w brudnym korytarzu, a doczekawszy się wanny znowuż odczuwamy brak gorącej wody, światła… itp., nie mówiąc już o warunkach higienicznych” – utyskiwali co niektórzy. I choć zazwyczaj ceniono łaziebników za ich wiedzę, wielką uprzejmość i poczucie humoru, to jednak zdarzały się skargi na ich pracę – „półgodzinne oczekiwanie, pomimo dzwonienia, na ręcznik” stanowiło nie lada problem.
Okupacja i czasy powojenne
W czasie hitlerowskiej okupacji do łaźni wpadali z wizytą nawet… partyzanci. Nie przeszkadzała im obecność niemieckich żołnierzy na ulicach. Na wszelki wypadek jednak, jak opowiadali dawni pracownicy zakładu, pod prysznice wchodzili z bronią. Na początku lat 60. XX wieku jej stałymi bywalcami byli utytułowani bokserzy klubu Concordia Piotrków. Z usług zakładu korzystali tacy pięściarze, jak: Stanisław Brzózka, Tadeusz Wojnarowski, Stanisław Błaszczyk czy Henryk Maciejczyk.


W 1959 roku Piotrków obiegła wiadomość, że zostanie wybudowana nowa łaźnia. Skończyło się jednak tylko na obietnicach. Brak miejsca na nią przesunął rozpoczęcie inwestycji o kilka lat. Później z uwagi na fakt, że większość mieszkańców nowego budownictwa (w tamtym czasie wzniesiono w Piotrkowie osiedle przy hutach, osiedle Wyzwolenia, i przymierzano się do budowy bloków przy ulicy Jagiellońskiej) miała już łazienki, liczba osób korzystających z usług komunalnego zakładu higienicznego systematycznie spadała. Władze miasta odstąpiły więc zupełnie od realizacji projektu. Stara nieremontowana łaźnia rezygnowała z kolejnych stanowisk kąpielowych, by w końcu w latach 70. całkowicie zamknąć swe podwoje dla piotrkowian. Stan techniczny budynku i zawilgocenie murów sprawiło, że wkrótce obiekt ten zniknął z krajobrazu miasta. Dziś na miejscu, w którym stał, tylko rośnie trawa…
Na zakończenie warto jeszcze uzupełnić, iż inne trzy łaźnie wspomniane w tekście to zakład kąpielowy działający nieopodal dworca kolejowego, łaźnia kolejowa zlokalizowana na terenie warsztatów przy lokomotywowni przy dworcu oraz łaźnia żydowska rytualna zwana mykwą. Ta ostatnia mieściła się w budynku stojącym przy dzisiejszej ulicy Litewskiej 20/22.
Tekst: Agnieszka Szóstek
Foto: Agnieszka Szóstek, archiwum Jerzego Gnypa, zbiory własne autorki
Materiały:
1. A. Warchulińska „Piotrków Trybunalski między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939”, Łódź 2012
2. A. Warchulińska „Sekrety Piotrkowa”, Łódź 2015
3. Tydzień 1876-1906
4. Kronika Piotrkowska 1910-1914
5. Kazimierz Głowacki, „Urbanistyka Piotrkowa”, Kielce 1984
6. K. Głowacki „Kościół św. Franciszka Ksawerego i kolegium jezuickie w Piotrkowie Trybunalskim”, Piotrków Trybunalski 1982
7. „Sprawozdanie Samorządu Miejskiego Miasta Piotrkowa za lata 1925-1933”, Piotrków Tryb. 1933
8. Gazeta Ziemi Piotrkowskiej 1959-1977
Polecamy