Co trzeba zrobić, żeby ogłosić sprzedaż miejskiej działki? Wbić w nią sztycę z ogłoszeniem i numerem telefonu urzędu. A co, żeby chwilę później ogłoszenie wycofać? Wyjąć sztycę.
W poniedziałek radny miejski, Krzysztof Kozłowski, jechał właśnie na posiedzenie komisji budżetowej, której jest członkiem. Mieszka na ulicy Jerozolimskiej. Więcej – wychował się tu, dlatego pamięta nawet numery domów, których dawno już nie ma. Tym szybciej rzuciło mu się w oczy ogłoszenie sprzedaży działki pod nr 39/42, z podpisanym numerem telefonu urzędu miasta. Jej duża powierzchnia (3088 m kw.) oraz atrakcyjne położenie, sprawiają, że graniczy ona jeszcze z dwiema ulicami: Litewską 9 i Handlową 4.
– Jak to? To już jest na sprzedaż? – pomyślałem, mówi radny. – Nie pamiętam, żebym głosował nad tym. – Gdy na komisji doszliśmy już do tego punku porządku obrad, jej przewodniczący przedstawił specyfikację nieruchomości, pytając następnie, czy są pytania w tej sprawie. Zgłosiłem się.
– Jak to jest, proszę mi wyjaśnić – poprosiłem. – Dopiero teraz jesteśmy na komisji, będziemy zaraz dyskutować nad tym punktem porządku obrad, a ja jadąc tu, widzę na przedmiotowej nieruchomości, od strony ul. Jerozolimskiej, ogłoszenie sprzedaży. To jak to jest? Jeszcze radni nie dyskutowali o tym i nie zaopiniowali projektu uchwały na komisji budżetowej, nie było jeszcze głosowania nad tym punktem na sesji Rady Miasta, a więc nie ma jeszcze uchwały wyrażającej zgodę na sprzedaż, a wy już nieruchomość sprzedajecie? Może pan mi to wyjaśni, skąd ta tablica tam się wzięła, bo to jest skandal. Wychodzi na to, że wy się w ogóle z nami nie liczycie. Uważacie, że macie stabilną większość i że wasi radni zawsze podniosą ręce, więc co tam będziecie z nami dyskutować.
Radnemu odpowiedział wiceprezydent miasta, Andrzej Kacperek, uprzejmie informując, że bzdury opowiada, a w ogóle to nie wie, co mówi. I w ogóle lepiej by było, gdyby najpierw sprawdził informację, a nie rozpowszechnia nieprawdę. Po czym, Kacperek zażądał przeprosin dla wszystkich urażonych pomówieniami.
Uspokoić dyskusję próbowała Małgorzata Majczyna, dyrektor Biura Inwestycji i Remontów w piotrkowskim magistracie, mówiąc o ogłoszeniu o przyszłej sprzedaży działki, która widnieje od strony ul. Litewskiej 8/12 na froncie budynku. Że niby tylko to i żadne inne.
Jednak w pewnym momencie coraz gorętszej wymiany zdań między radnymi, Majczyna wyszła z telefonem w ręku. Do zakończenia sesji zostały jeszcze cztery punkty w programie, dlatego Kozłowski szybko orientując się w temacie, zadzwonił do żony i poprosił, by ta wyszła na chwilę z domu i zrobiła zdjęcia ogłoszenia sprzedaży działki, nim to zniknie…
– Dotarliśmy tam z kolegą za jakieś pół godziny – relacjonuje radny. – Tablica była już wyjęta i leżała napisem do dołu.
– Wie pan, nie chodzi o to, że miasto chce działkę sprzedać. Oczywiście może. Poraża jedynie sposób załatwiania sprawy – dodaje Kozłowski.
Przypomnijmy, że droga legislacyjna sprzedaży jakiejkolwiek nieruchomości należącej do miasta zaczyna się zwykle inaczej. Prezydent przedkłada przewodniczącemu Rady Miasta projekty uchwał. Zanim jednak trafią one pod obrady, omawiane są i opiniowane w komisjach merytorycznych (przynajmniej w dwóch z siedmiu istniejących). W przypadku nieruchomości to komisje budżetu i komisja polityki gospodarczej, czasem też administracji. Następnie uchwała wchodzi w życie z dniem przegłosowania przez Radę Miasta. Później wszystkie uchwały przekazywane są do organu nadzoru, tj. do służb prawnych wojewody, który analizuje je pod kątem formalnym. Jeśli w którejś dopatrzy się uchybień, zwraca samorządowi do poprawki. Dopiero ostatnim etapem jest ogłoszenie sprzedaży i wybór najlepszego oferenta.
Wieść gminna niesie, że pośpiech, a tym samym niechlujstwo procedowania sprzedaży działki, spowodowane są zainteresowaniem zaprzyjaźnionego z miastem dewelopera, który już w pobliżu mocno inwestuje.
Polecamy