Na redakcyjną skrzynkę nasz czytelnik przesłał dziś wiadomość: „Około 2 w nocy, łoś przebiegał przez A1. Najpierw nitkę w stronę Łodzi. Następnie przeskoczył przez barierkę na jezdnię w kierunku na Katowic, i tak zderzył się z osobowym oplem astrą, demolując cały przód i bok” – czytamy w mailu Tomasza Żuchowskiego.
– Późno wróciliśmy do domu i miałem już iść spać, kiedy usłyszałem huk. Na miejsce dość szybko pojechałem rowerem, by udzielić pomocy poszkodowanym. Większość poduszek wystrzeliła. Osobówką kierował mężczyzna w wieku około 60 lat. Jak się później okazało, kierowca jechał do Pyrzowic na lotnisko, by odebrać córkę. Przy rozbitym aucie zatrzymał się jeszcze jakiś kierowca, ale w związku z tym, że podróżował z dziećmi, a ja nie chciałem narażać ich na niepotrzebny stres, zapewniłem go, że zajmę się wszystkim. Siła zderzenia była tak duża, że auto przez uszkodzoną puszkę bezpieczników, miało zwarcie elektryczne. Pojazd nie miał prądu i świateł awaryjnych. Usunąłem pozgniatane przekaźniki i przywróciłem zasilanie dla świateł aby stał się widoczny dla innych pojazdów. Udzieliłem mu także pomocy, o którą poprosił. Chwilę potem usłyszałem drugie uderzenie. Okazało się, że kolejny łoś wpadł tym razem w renaulta clio z dwójką około 20-letnich osób. Podbiegłem do nich, niestety zablokowane koło uniemożliwiło ruszenie auta z lewego pasa. Oświetliłem auto pulsacyjnym ledem z roweru i pomogłem ściągnąć samochód na pobocze. W międzyczasie wezwaliśmy policję – opisuje Tomasz Żuchowski.
Warto dodać, że odcinek autostrady A1, pomiędzy Tuszynem a Piotrkowem Trybunalskim w żaden sposób nie jest zabezpieczony przed wtargnięciem zwierząt na jezdnię. Stwarza to śmiertelne niebezpieczeństwo. To cud, że nikomu nic się nie stało.
Polecamy