Zosia miała urodzić się w szpitalu, jednak przez oblodzone drogi rodzice nie zdążyli dojechać na porodówkę, i dziewczynka urodziła się… w samochodzie, na placu targowym w Sulejowie.
Na zewnątrz ściskał mróz. Temperatura spadła do 6 stopni poniżej zera, a oblodzenie bocznych dróg sprawiło, że rodzina nie zdążyła na czas dojechać na piotrkowską porodówkę. Widząc bardzo bliski poród swojego dziecka, rodzina skierowała się autem na targowisko, gdzie pan Łukasz – ojciec dziewczynki – przyjął jej poród w aucie. – informuje Sulejów24.
Jak się okazało, na miejsce nie mogła dojechać karetka stacjonująca na co dzień w Sulejowie, bowiem ratownicy udzielali pomocy komuś innemu. Rodzina pozostawała jedynie w kontakcie telefonicznym z operatorem numeru 112, który instruował rodzinę o tym, jak powinni się zachować. Do porodu doszło na tylnej kanapie ich auta, a trwało to zaledwie kilka minut.
Nie sposób sobie wyobrazić jak dramatycznie rozwijała się sytuacja, jakimi emocjami żyli małżonkowie w tym czasie, ani też jak długi splot niekorzystnych okoliczności nastąpił kiedy mała Zosia przychodziła na świat. Historia ma jednak zakończenie szczęśliwe, a cała rodzina spotkała się w domu już 3 dni po tym porodzie. Jak przekonuje pan Łukasz, podzielił się tą historią nie dla chęci pochwalenia się czy sławy. – Podobne wydarzenie może przydarzyć się w każdej rodzinie i wtedy panowie „nie pękajcie”. – mówi z uśmiechem tata Zosi. Odebranie porodu na tylnej kanapie, nawet mając niemal 2 metry jak pan Łukasz jest do zrobienia. – czytamy w portalu Sulejów24.
Polecamy