Przez pięć dni próbowały zdobyć zaufanie białej pudelki błąkającej się po lesie w okolicy ulicy Rakowskiej w Piotrkowie. Prawdopodobnie jakiś typ bez serca i sumienia wyrzucił z samochodu psa, bowiem zwierzę przez kilka dni siedziało niemal w tym samym miejscu, tuż przy ruchliwej drodze i czekało na swojego właściciela. W minioną niedzielę psa zauważyła asp. Izabela Gajewska oficer prasowy KMP w Piotrkowie oraz Dagmara Mościńska, pracownik cywilny biura prasowego piotrkowskiej policji. Wtedy jeszcze nie wiedziały, że pięć dni później biała pudelka spędzi pierwszą bezpieczną noc w nowym domu jednej z nich.
Dzień 1
Wszystko zaczęło się w minioną niedzielę, kiedy to przedstawicielki biura prasowego tutejszej policji pojechały do Wolborza by honorowo oddać krew i przy okazji zrobić zdjęcia podczas akcji charytatywnej dla małej Marysi, współorganizowanej przez policję. W pewnym momencie, Dagmara Mościńska zauważyła w lesie psa. Natychmiast podzieliła się tą wiadomością z koleżanką z zespołu prasowego. Ta sprawę zbagatelizowała, żartując nawet, że „Daga jeszcze nie oddała krwi, a już ma zwidy!”. Jakież było zdziwienie obu pań, kiedy po oddaniu krwi i wykonaniu obowiązków służbowych, w drodze powrotnej jadąc już pełnym radiowozem policjantów zobaczyły białego pudla siedzącego na skraju lasu. Od razu zatrzymały pojazd, a pięcioosobowa grupa policjantów próbowało podejść do zwierzaka. Na nic zdały się próby pogłaskania psa. Skrzywdzony przez człowieka czworonóg miał do ludzi spory dystans i bał się podejść bliżej.
Dzień 2
Jako że policjanci w swoich zadaniach mają obowiązki ochrony zdrowia i życia nie tylko wobec ludzi – ale i zwierząt, obie panie postanowiły, że następnego dnia wrócą w to samo miejsce, ale tym razem będą „lepiej przygotowane do zajęć”. W poniedziałek poprosiły o pomoc weterynarza zaopatrzonego w karabinek z zastrzykiem do usypiania zwierząt. Pomógł dodatkowy wolny policyjny patrol z funkcjonariuszem WOT, a także wolontariusze piotrkowskiego schroniska. Wszyscy udali się do lasu w poszukiwaniu psa. Okazało się, że zwierzak cały czas siedzi tam gdzie został wyrzucony z samochodu. Na widok ludzi oczywiście ucieka. Weterynarz ładuje karabinek z zastrzykiem, pada strzał, słychać tylko lekki skowyt i pies ucieka w las. Na nic zdały się poszukiwania, bo pudel skutecznie zaszywa się w leśne runo. W międzyczasie weterynarz znajduje pustą strzykawkę po leku usypiającym. Nie wiadomo czy pies „otrzymał” odpowiednią dawkę, czy lek po prostu się rozlał na ziemię. Zrezygnowane rzeczniczki policji w miejscu gdzie siedział pies zostawiają miski z jedzeniem i wodę. Mają nadzieję, że ten za jakiś czas przyjdzie i napełni swój włochaty biały brzuszek.
Dzień 3
Tym razem w próby złapania psa angażują się pracownicy piotrkowskiego schroniska dla zwierząt. Przeszukali oni las w poszukiwaniu czworonoga, ale bez pozytywnych efektów. – Zadzwonił do nas jeden z pracowników i powiedział, że nie znalazł psa, a jedzenie nie było ruszone. Obie pomyślałyśmy, że psiak już nie żyje, a serce mało nam nie pękło – relacjonuje asp. Gajewska. Tego samego dnia, policjant który oddawał w niedzielę krew wspólnie z „rzeczniczkami”, zadzwonił do biura prasowego i powiedział, że znowu widział psa w lesie. Tym razem Dagmara Mościńska niczym na skrzydłach popędziła do lasu by pomóc policjantowi w zwabieniu do siebie białego pudelka.
Dzień 4
Tym razem obie panie zaopatrzone w suchą karmę, mięsne smakołyki dla psów i wodę, udały się w miejsce gdzie zazwyczaj był pies. Widać było, że zjadł to co Dagmara zostawiła dzień wcześniej. Zostawiły „wałówkę” w wyznaczonym miejscu i postanowiły, że za kilka godzin w to miejsce przyjedzie tylko Dagmara Mościńska. Jak uradziły tak zrobiły. Niestety wieczorem, okazało się, że pies znowu przepadł, albo chował się przez naszą bohaterką, bowiem z misek nic nie ubyło a i psa nie było widać. Ze łzami w oczach kobieta wróciła do domu.
Dzień 5 – Bajkowy finał
Piotrkowskie policjantki (i nie tylko policjantki) łatwo nie odpuszczają, dlatego w czwartek kolejny raz przedstawicielki biura prasowego pojechały na miejsce. Dagmara Mościńska postanowiła, że choćby miała cały dzień spędzić w lesie, to nie dopuści do tego, by pies kolejną noc spędził samotnie. Uzgodniły, że asp. Gajewska poczeka w samochodzie by „nie robić sztucznego tłoku” a druga z rzeczniczek zajmie się psem. Tym razem poszło gładko, a cała akcja trwała kilkanaście minut. Pies dał do siebie podejść, i po chwili Dagmarze spadł kamień z serca, bo już drapała czworonoga za uchem, a ten odwdzięczał się lizaniem po rękach. Obie panie zabrały zwierzę do schroniskowego weterynarza, gdzie okazało się, że pies to nie pies – a suka. Przy okazji wyciągnięto z jej ciała mnóstwo kleszczy. Otrzymała także lekarstwa które mają ją wzmocnić i uchronić przez chorobą którą przenoszą kleszcze.
Suczka otrzymała czip i nowe imię. Od teraz nazywa się Bajka. Ma swój nowy dom, z którego nikt nigdy jej nie wyrzuci. Trafiła oczywiście do rodziny Dagmary Mościńskiej, a jej syn jest zachwycony swoją nową przyjaciółką.
Polecamy