Co łączy rozstrzelanych przez hitlerowców w latach 1943–1944 „w Pieńkach Karlińskich, w lesie pod Rakowem oraz w innych miejscach i obozach” i 96 ofiar katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r.? Fakt, że nie żyją. Najwyraźniej okazał się on jednak wystarczający, żeby zmodyfikować przeznaczenie pomnika – górującego nad grobami pomordowanych, poświęconego ich walce i męczeństwu – który stoi w centrum wolborskiego cmentarza od czasów powojennych. Teraz dzięki wmontowanej weń płycie ze zdjęciem, po prawej stronie figury żołnierza depczącego swastykę, upamiętnia również ofiary (choć liczne i szacowne) zwykłego wypadku komunikacyjnego – o ile skłonni jesteśmy uznać samolot za środek transportu taki sam jak samochód.
– Zwrócił mi na to uwagę zbulwersowany krewny zamordowanych braci Węgrzynowskich z Bogusławic, którzy tam spoczywają – mówi Jan Karbowiak, mieszkaniec Wolborza. – Nie ukrywam, że sprawa również mną wstrząsnęła, bo jako dziecko chodziłem z rodziną palić znicze na tych grobach. Pomnik oraz mogiły straconych za Ojczyznę zawsze otoczone były szacunkiem i opieką mieszkańców, a zwyczaj ten i historia przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie mam nic przeciwko upamiętnianiu ofiar katastrofy smoleńskiej, ale nie w taki sposób. To już nie chodzi nawet o mieszanie dwóch różnych wydarzeń i epok historycznych, ale o de facto deprecjonowanie śmierci z rąk okupanta, a tym samym autentycznej walki o niepodległość. Jakie świadectwo, jako społeczeństwo, wystawiamy sobie tworząc alternatywną rzeczywistość poprzez zmianę znaczenia pojęć?! Co zamierzamy przekazywać dzieciom?! – pyta pan Jan.
Karbowiak postanowił działać. Najpierw udał się do kościelnego. Usłyszał jednak, że jeśli tablica mu przeszkadza, to może ją sobie zdjąć. – Nie ja ją montowałem, bym teraz zdejmował – przytacza nam tę rozmowę. – Pomyślałem więc, że trzeba w takim razie porozmawiać z proboszczem. Czekałem na niego w Święto Zmarłych przed kaplicą na cmentarzu. Niestety, najwyraźniej dowiedział się o mojej wcześniejszej rozmowie z kościelnym i gdy wreszcie wyszedł z kaplicy, ten na chwilę cofnął go do środka. Czekałem jednak cierpliwie, więc w końcu doszło do rozmowy. Ksiądz proboszcz nawrzeszczał na mnie, twierdząc, że to on jest administratorem cmentarza i decyduje, co może na nim stanąć, a co nie. To w zasadzie ucięło dalszą dyskusję – konstatuje ze smutkiem pan Jan.
Nie zrażając się tą relacją, postanowiłem zadzwonić do proboszcza parafii Wolbórz, ks. Tomasza Owczarka, a całą rozmowę, szatańskim podstępem, nagrać. W 27 sek. oczekiwania odebrała miła pani z kancelarii i przełączyła mnie do biskupiego namiestnika. Połączenie z padre nastąpiło w 59 sek. Przedstawiłem się, następnie medium, które reprezentuję i poprosiłem o odpowiedź na dwa pytania: 1/ Czyją inicjatywą było doklejenie do pomnika tablicy ze zbiorczym zdjęciem ofiar katastrofy smoleńskiej? 2/ Kiedy to się stało? Ksiądz proboszcz w pierwszych słowach oznajmił, iż wie, że taka tablica jest, ale nie zna historii jej umieszczenia. Później dodał, że jest tam „za jego przyzwoleniem”, ale tak naprawdę pojawiła się wcześniej, jeszcze przed objęciem przez niego parafii (czyli przed ponad rokiem). Następnie ksiądz spiesznie oznajmił, że tylko tyle może powiedzieć, najmocniej przeprosił, stwierdził, że nie może dłużej rozmawiać i walnął słuchawką. Rozmowa trwała dokładnie minutę i dwadzieścia sekund.
– Gdy 1984 r. komuniści zabili Popiełuszkę – kontynuuje Jan Karbowiak – na tym samym cmentarzu, na kaplicy św. Anny, zamontowałem tablicę z nazwiskiem zamordowanego księdza. I wie pan co? Księża, bojąc się o swoje tyłki, szybko ją usunęli. Teraz, gdy koniunktura polityczna sprzyja stawianiu wszelkiej maści pomników smoleńskich, za przyzwoleniem władz kościelnych stają one gdzie popadnie. Jest pan historykiem i wie, że w przeszłości różne pomniki pojawiały się i znikały, a zjawiska te możemy ocenić dopiero z pewnej perspektywy czasowej. Nie sądzę jednak, żeby temu działaniu, jakie podjęto na wolborskim cmentarzu, ktokolwiek w przyszłości wystawił pozytywne świadectwo, bo to zwykłe zakłamywanie rzeczywistości.
Wieść o tym, że Karbowiak przeciwny jest tablicy smoleńskiej na pomniku upamiętniającym martyrologię czasów drugiej wojny światowej, jak to w małej miejscowości, rozeszła się szybko pocztą pantoflową i już panu Janowi zdążono przypiąć łatkę komunisty. Nie zraża się tym i zapowiada, że nie zostawi tak tej sprawy.
Dokonując modyfikacji pomnika, zdemontowano jego oryginalną część. Co z nadzorem konserwatorskim? To niestety nie jedyna refleksja, która się nasuwa. Znacznie bowiem łatwiej, szybciej i przede wszystkim taniej zmieniać przeznaczenie starych pomników aniżeli budować nowe. Przychodzi to tym łatwiej, że od lat społeczeństwu fundowany jest serial „M jak majaczenie”, w którym arcykapłan religii smoleńskiej głosi absurdalne tezy w myśl starej zasady, że „im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą”. No i wierzą. Na szczęście nie wszyscy.
Polecamy